|  
                     
                  SPIS TREŚCI 
                  
                    - Co jest nie tak z autostradą przez Górę św. 
                      Anny?
 
                    - Grupos de Afiniad
 
                    - Przygotowania
 
                    - Pierwsze uderzenie
 
                    - Przebiśniegi na dzewach
 
                    - Obozowe życie
 
                    - Wielka konsternacja
 
                    - Negocjacje
 
                    - Z linii frontu
 
                    - Czy nie ma pan żalu, że nie został pan aresztowany?
 
                    - Epilog
 
                    - Appendix: Listy
 
                   
                    
                    
                    
                  Aspekty obywatelskie : 
                  Zabrania się:  
                  
                    -  Budowy lub rozbudowy obiektów wpływających szkodliwie 
                      na środowisko na obszarach, które wymagają szczególnej ochrony, 
                      jak parki narodowe, rezerwaty przyrody, parki krajobrazowe, 
                      obszary krajobrazu chronionego, obszary uzdrowisk, miejscowości 
                      turystyczno-wypoczynkowe, obszary, na których znajdują się 
                      źródła zaopatrzenia w wodę miast, wsi lub zespołów jednostek 
                      osadniczych 
 
                    -  Wznoszenia w pobliżu morza, jezior, innych zbiorników 
                      wodnych, rzek i kanałów, krajobrazowych punktów widokowych 
                      lub na terenach o szczególnych walorach krajobrazowych obiektów 
                      budowlanych naruszających walory krajobrazowe środowiska, 
                      uniemożliwiających do nich dostęp albo utrudniających lub 
                      uniemożliwiających zwierzętom dziko żyjącym dostęp do wód. 
                    
 
                   
                  Art. 73 ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska  
                    z dn. 31.01.1980r.por. również art.13 ust. 1 pkt 3, art.24 
                    ust.1, art. 73 z 1991 
                   
                  Pewnego słonecznego dnia, lokalny przedstawiciel rządu, pan 
                    wojewoda Ryszard Zembaczyński, postanowił zaradzić tej przeszkodzie 
                    stojącej na drodze lobby autostradowego, poprzez zmianę statusu 
                    prawnego wąskiego pasa biegnącego w poprzek parku krajobrazowego 
                    Góra św. Anny. Od tego momentu świat mógł ujrzeć niespotykany 
                    nigdzie indziej ewenement, efekt radosnej twórczości urzędniczego 
                    pomieszania: park krajobrazowy podzielony na dwie części autostradą. 
                    Organa do tego powołane nie zareagowały, a "konsultacje 
                    z organizacjami społecznymi" nie są nawet warte wspominania. 
                    Najwyraźniej prawa w naszym kraju nie są powoływane po to 
                    aby je przestrzegać, ale aby z nich kpić. Działania protestujących 
                    były próbami obrony naszego konstytucyjnego prawa do dziedzictwa 
                    przyrodniczego.  
                  Odcinek A4 przechodzący przez Park Krajobrazowy Góra św. 
                    Anny w całości finansowany jest przez pieniądze podatników. 
                    Uczestnicy akcji nie zgodzili się na tak bezmyślne i barbarzyńskie 
                    ich wydawanie.  
                  Aspekty przyrodnicze 
                  Góra Św. Anny, a właściwie góra Chełm, to szczególnie cenny 
                    przyrodniczo skrawek ziemi opolskiej, teren jednego z ówcześnie 
                    dwóch (obecnie trzech) Parków Krajobrazowych województwa opolskiego. 
                    Park posiada status "ważnego w skali kraju" w międzynarodowym 
                    systemie EECONET. Na jego terenie znajduje się pięć z dwudziestu 
                    rezerwatów ścisłych województwa. Najcenniejszymi gatunkami 
                    roślin są: wbrew nazwie rodzimy Len Austriacki (Polska Czerwona 
                    Księga Roślin) posiadający tutaj jedno z dwóch stanowisk w 
                    kraju. Ich siedlisko leżało dokładnie na planowanym pasie 
                    autostrady. Dalej są storczyki: buławnik wielokwiatowy i mieczolistny 
                    oraz 400 innych gatunków naczyniowych, co stanowi prawie dwadzieścia 
                    procent flory Polski. Szatę roślinną stanowią zespoły związane 
                    z niskim zapotrzebowaniem na wodę (kserotermiczne) i z glebami 
                    wapiennymi, jak na przykład starodrzewia bukowe, z często 
                    ponad 120 letnimi drzewami. Odnośnie fauny jest to ostatnie 
                    miejsce w Polsce gdzie istnieje prawdopodobieństwo spotkania 
                    susła moręgowanego (Polska Czerwona Księga Zwierząt, Czerwona 
                    Lista "skrajnie nieliczny lub wymarły"). Występują 
                    tu także rzadkie gatunki ptaków takie jak gołąb siniak, muchołówka 
                    mała, kobuz, dzięcioł zielonośliwy, licznie ortolan i kląsawka. 
                    Znajdują się tu także zimowiska nietoperzy (wszystkie ich 
                    gatunki są w Polsce objęte ochroną). Na terenie rezerwatu 
                    roślinności kserotermicznej Ligota Dolna stwierdzono obecność 
                    599 gatunków motyli. Spotyka się tu także rzadkie gatunki 
                    pająków i ślimaków. Park otoczony jest polami i zakładami 
                    przemysłowymi, jest zielonymi płucami całego regionu.  
                  Aspekty historyczne:  
                  Przebieg autostrady A4 jest wynikiem decyzji władz hitlerowskich, 
                    które wykupiły obszar pod przyszłą autostradę. Miała ona biec 
                    w pobliżu Annaberg, góry - pomnika dominacji "czystej 
                    rasy" nad słowiańszczyzną. Góra Św. Anny była od niepamiętnych 
                    czasów miejscem szczególnym, a nawet świętym. Jest to miejsce 
                    uświęcone walkami Trzeciego Powstania Śląskiego, miejsce kultu 
                    religijnego, pielgrzymek, uroczystości kombatanckich, i miejsce 
                    , gdzie jeszcze dziś można oglądać ślady realizacji pomnika 
                    Deutsches Freikorps-Ehrenmal, autorstwa hitlerowskiego architekta 
                    idei totalitarnych, Roberta Tischlera. W tym miejscu, nad 
                    olbrzymim amfiteatrem stoi dziś pomnik dłuta Xawerego Dunikowskiego. 
                     
                    Uważamy, iż budowanie autostrady w takim miejscu jest aktem 
                    po prostu niesmacznym. Budowana obecnie na tym terenie autostrada 
                    jest przykładem niedopuszczalnej ingerencji w obszar, który 
                    z uwagi na swoją bezcenną wartość przyrodniczą i kulturową, 
                    będącą dziedzictwem całego narodu, powinien być chroniony 
                    jako dobro najwyższe i samoistne.  
                   
                  Aspekty ekologiczne:  
                  "Władze publiczne prowadzą politykę zapewniającą 
                     
                    bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom" 
                     
                    Konstytucja RP pkt.1 art. 74 
                  Ekologia jest nauką badającą związki zachodzące w przyrodzie. 
                    Dlatego aby zrozumieć stanowisko ekologów w sprawie autostrady 
                    trzeba spojrzeć na ten problem z trochę szerszej perspektywy. 
                   
                  W Polsce wyraźnie można odczuć brak jakiejkolwiek polityki 
                    transportowej. Problemy próbuje się rozwiązać poprzez dorywcze 
                    programy, jak na przykład program budowy autostrad. Wbrew 
                    podpisanym przez Polskę międzynarodowym ustaleniom dotyczącym 
                    zrównoważonego rozwoju (ekorozwoju) na Światowej Karcie Przyrody, 
                    Deklaracji z Rio czy chociażby wbrew własnej Polityce Ekologicznej 
                    Państwa nadal powielamy błędy zachodu - brniemy w ślepą uliczkę 
                    jaką jest rozwój infrastruktury samochodowej. Według zasady 
                    "Zanieczyszczający płaci" cena benzyny powinna wynosić 
                    o 0,84 euro więcej, (ok.4zł!). Obecnie koszty te przerzucane 
                    są na środowisko, opłacane z podatków służby zdrowotne i służby 
                    drogowe, miasta i na ludzi korzystających z samochodu w mniejszym 
                    stopniu. Samochód jest najgorszym z możliwych rozwiązań ze 
                    względów urbanistycznych i ekologicznych, jednak uparcie ten 
                    środek transportu jest dotowany, kosztem innych środków transportu 
                    jak kolej czy transport publiczny. Dzieje się tak w imię zasady 
                    "im więcej przewozimy tym lepiej", która ma odbicie 
                    w cyfrach PKB, jednak nie przenosi się na rzeczywisty dobrobyt, 
                    co wykazują liczne zachodnie badania. Oceny Oddziaływania 
                    na Środowisko nawet jeśli zostały wykonane, nie są należycie 
                    respektowane. W ocenie programu budowy autostrad czytamy, 
                    iż jedynym negatywnym skutkiem oddziaływania autostrad będzie... 
                    agresja, wywołana wywłaszczeniami. Pod koniec owego raportu 
                    tak czy owak stwierdza się, iż otrzymane wyniki nie są rzetelne 
                    i nie można poważnie brać ich pod uwagę...  
                  Powody dla ochrony przyrody są oczywiste i nie trzeba ich 
                    tutaj przytaczać, pytaniem jest jedynie jak wygląda to w praktyce. 
                    Środowisko naturalne - jedna z silniejszych kart przetargowych 
                    we wszelkich negocjacjach Polski z krajami UE jest lekceważone 
                    tak, jakby nie miało żadnej ceny.  
                    Wszystkie polskie parki narodowe i rezerwaty zajmują łącznie 
                    obszar porównywalny z jednym porządnym parkiem narodowym w 
                    Europie. Parki narodowe stanowią zaledwie 2,5 proc. Powierzchni 
                    polskich lasów, rezerwaty ścisłe - 0,6 proc. W dodatku - jak 
                    wynika z przeprowadzonych w ostatnich latach kontroli NIK 
                    - nawet te mikroskopijne enklawy przyrodnicze są dewastowane. 
                    Nic dziwnego więc, że dziś aż 41 gatunkom polskich zwierząt 
                    grozi zagłada, 66 jest zagrożonych a los 156 jest niepewny. 
                    Raport Zakładu Ochrony Przyrody i Zasobów Naturalnych PAN 
                    stwierdza również, że zagrożona jest aż jedna czwarta polskich 
                    dziko żyjących kręgowców.W okolicach Góry św. Anny normy zanieczyszczeń 
                    były przekroczone nawet bez udziału autostrady. Szacuje się, 
                    iż przytłaczająca większość polskich drzew choruje z powodu 
                    zanieczyszczenia środowiska. Chore drzewa nie są w stanie 
                    dobrze oczyszczać środowiska, tak więc degradacja postępuje 
                    geometrycznie.  
                   
                  Aspekty praktyczne:  
                  Dlaczego 11 kilometrów autostrady biegnie przez ten właśnie 
                    obszar, a nie przez tereny bezwartościowe przyrodniczo? Odpowiedź 
                    jest prosta: przyroda nie ma ceny, a za zajęcie pól trzeba 
                    by ludziom zapłacić! Nadal w naszym społeczeństwie pokutuje 
                    przekonanie, że przyroda nie ma ceny, jest bezwartościowa. 
                    Protest miał również na celu uświadomienie decydentom, że 
                    tak nierozsądne decyzje wiążą się i będą się wiązać z dodatkowymi 
                    kosztami poniesionymi w wyniku protestów. W Anglii doprowadziło 
                    to do zredukowania planu budowy autostrad o 40%.  
                  Co niszczy autostrada? 
                  
                    -  Podstawowym konfliktem jest wejście autostrady A4 w granice 
                      parku i przecięcie go. Nieodwracalnie zniszczy to atmosferę 
                      i ekosystem tego miejsca. 
 
                    -  Autostrada ma przebiegać zaledwie 100 metrów od rezerwatu 
                      Ligota Dolna. W tym miejscu, na pasie autostrady, znajdowało 
                      się stanowisku lnu austriackiego - rośliny zagrożonej wyginięciem 
                    
 
                    - Autostrada przecięła starodrzew bukowy. 
 
                    -  Przecięła wieś Wysoką i Góra Św. Anny dzieląc społeczność 
                      lokalną dymiącym i huczącym korytarzem. 
 
                    -  Pod obszarem parku jest zbiornik krasowy wody pitnej 
                      dla okolic (strefa specjalnej ochrony wody pitnej o znaczeniu 
                      krajowym), co przy skrasowieniu masywu, w przypadku awarii 
                      stacji benzynowych może doprowadzić do jego skażenia. 
 
                    -  Autostrada oddziałuje na otoczenie w pasie przynajmniej 
                      500 metrowym od jej osi. Odczuwany jest tam silny hałas, 
                      spaliny ( w tym metale ciężkie ) i wibracje. 
 
                   
                    
                    
                  Baśka była niesłychanie energiczną, drobną kobietą. Chodziliśmy 
                    do tego samego liceum. Pewnego dnia wzięła mnie i Kubę na 
                    bok i powiedziała: "Chłopaki, organizujemy konferencję 
                    na temat autostrad, co wy na to?" Naprawdę tak to wszystko 
                    się zaczęło. Był marzec 1997 roku. 
                  Na konferencję przyjechał Olaf, koordynator ogólnopolskiej 
                    kampanii antyautostradowej z ramienia Towarzystwa Ekologicznego 
                    Transportu. Jednak ku zawiedzeniu dziennikarzy skupił się 
                    raczej na autostradach w ogóle, niż na naszym lokalnym problemie. 
                    Wtedy po prostu nikt z nas jeszcze nie posiadał odpowiednich 
                    informacji w tym temacie. Jedyne co to słyszeliśmy, że autostrada 
                    ma przebiegać przez górę św. Anny i wiedzieliśmy, że nam się 
                    to nie podoba. Był to oczywiście pierwszy błąd taktyczny. 
                    Dziennikarze tak zbulwersowali się faktem, że ktoś nie jest 
                    za autostradami w ogóle, zawsze i wszędzie, że sprawa łamania 
                    prawa i niszczenia przyrody w tym konkretnym przypadku zeszła 
                    na drugi plan. Niestety, wtedy jedynymi zainteresowanymi wydawała 
                    się być garstka licealistów, bez żadnego zaplecza merytorycznego, 
                    organizacyjnego czy finansowego - nie istniała wtedy w Opolu 
                    jeszcze żadna organizacje ekologiczna z prawdziwego zdarzenia, 
                    przynajmniej w naszym rozumieniu tej idei. W zasadzie nie 
                    było żadnej społecznej kontroli problemu lokalizacji przebiegu 
                    autostrady. Decyzje zapadały odgórnie, rytualnie, albo raczej 
                    propagandowo, konsultowane z plastikowymi organizacjami ekologicznymi, 
                    które w zamian za odpowiednie opinie mogły liczyć na jak najbardziej 
                    przeliczalną przychylność. Powszechnie uznani miłośnicy przyrody 
                    - myśliwi planowali "najcelniejsze" miejsca na przejścia 
                    dla zwierząt. O autostradzie dobrze wypowiadało się opolskie 
                    koło Polskiego Klubu Ekologicznego - gdy na fali protestów 
                    sprawa wypłynęła później na światło dzienne, ogólnopolski 
                    zarząd tej organizacji udzielił czynnego poparcia protestującym. 
                  Wzorzec urzędnika - pana na włościach, nie jest tworem ani 
                    nowym ani dotyczącym tego konkretnego miasta. Ukształtował 
                    się jeszcze w czasach zaborczych, potem utrwalił go system 
                    komunistyczny - nic dziwnego, że władze szczelnie okrywały 
                    zasłoną milczenia swoje działania. Konsultacje z rolnikami 
                    również wydawały się być czymś nie do pomyślenia dla szanującego 
                    się urzędnika. Panował klimat społecznego przyzwolenia na 
                    budowę autostrady, tak więc beztroska władzy przy podjęciu 
                    tak kontrowersyjnej decyzji jest zrozumiała. 
                   Błędy popełnialiśmy również i my. W tym momencie największym 
                    było przegapienie, czy raczej niedocenienie szansy, jaką byłoby 
                    włączenie się któregoś z ekologicznych stowarzyszeń w proces 
                    lokalizacyjny na prawach strony. Nauczeni doświadczeniem Torunia 
                    czy innych kampanii nie liczyliśmy na to, że wygrałaby słuszna 
                    sprawa. Na pewno jednak zyskalibyśmy na czasie i uzyskalibyśmy 
                    dostęp do informacji - do tej pory nie znamy wyników oceny 
                    oddziaływania na środowisko wykonanej przez firmę "Atmoterm" 
                    i prawdopodobnie wielu innych ciekawych rzeczy. 
                   W jakiś czas po konferencji udaliśmy się na "wizję 
                    lokalną". Zwiedzając przepiękny, zdezelowany zameczek 
                    w Żyrowej zupełnie przypadkiem spotkaliśmy pewnego młodego 
                    człowieka. Sokół, bo takie było jego przezwisko, miał bujne 
                    kręcone włosy, przystojny młody pankowiec, jak oceniłem go 
                    na pierwszy rzut oka. Jednak podczas rozmowy dowiedzieliśmy 
                    się, że problem autostrady był bolączką również dla tutejszej 
                    młodzieży. Niezobowiązująco wymieniliśmy się telefonami i 
                    każdy udał się w swoją stronę. Nikt nie mógł nawet przypuszczać 
                    jak istotny został zawiązany kontakt. 
                   Kilka tygodni później zaproszono nas na spotkanie na Górę 
                    św. Anny. Mieli pojawić się znani działacze Pracowni Na Rzecz 
                    Wszystkich Istot, Towarzystwa Ekologicznego Transportu i oczywiście 
                    Federacji Zielonych. Z radością wsiedliśmy w zdezelowany pociąg 
                    i pojechaliśmy trasą, którą nie raz jeszcze mieliśmy przejechać. 
                   Na miejscu weszliśmy do przydymionej, postkomunistycznej 
                    knajpy w pobliżu zabytkowego klasztoru. W powietrzu czuć było 
                    zapach wiejskich dyskotek i disco polo. W sali siedzieli już 
                    ludzie, o których do tej pory jedynie słyszeliśmy, tudzież 
                    kojarzyliśmy z podpisów pod różnymi artykułami w prasie ekologicznej. 
                    Zaczęliśmy dyskutować o możliwościach i tym co nas czekało. 
                    Postanowiliśmy zorganizować wkrótce obóz, a po nim demonstrację. 
                    Pierwsze lody zostały przełamane. Zawiązało się coś na kształt 
                    grupos de afinidad - grupy przyjaciół na dobre i na złe. Przyjęliśmy 
                    nazwę Koalicji Na Rzecz Góry Św. Anny.  
                    Gdy wreszcie mogliśmy się odprężyć Olaf niemalże ostentacyjnie 
                    zamówił flaki. Dało to nam znać, że współpraca będzie musiała 
                    przebiegać nie tylko między "ideologicznie poprawnymi" 
                    idealistami, ale że każdy wnosi swój indywidualny klimat. 
                    Podobne sytuacje mieli przyjaciele antyautostradowcy z Wielkopolski, 
                    gdzie skutecznie współpracowali z rolnikami, myśliwymi czy 
                    nawet rzeźnikiem - ekolog nie musi być fanatykiem, jak niestety 
                    często mogłoby się wydawać. Oczywiście w tym machiawellizmie 
                    są granice, jednak przede wszystkim chodzi o Ziemię, a nie 
                    o intelektualno-światopoglądowe boje. 
                   Spotkanie dobiegało końca. Decydujące chwile nadciągały 
                    wielkimi krokami. 
                    
                    
                   
                  "Autostrada jest tu nam potrzebna jak majtki dziwce" 
                    - tak przynajmniej powiedział jeden z mieszkańców wsi Góra 
                    św. Anny. Warsztaty przygotowawcze rozkręciły się na dobre. 
                    Ulokowaliśmy się w malowniczo położonym schronisku na samym 
                    szczycie góry św. Anny. Z naszego miejsca roztaczał się tak 
                    piękny widok, że nie trzeba było specjalnie rozbudzać motywacji 
                    do działania. Dodatkowo nocne wypady do lasu i samotne wycie 
                    do księżyca budowało w nas wszystkich niezachwianą wolę walki. 
                    Arogancja człowieka posunęła się o krok za daleko.  
                  Tydzień obozu minął pod znakiem przygotowań, najpierw do 
                    demonstracji, a następnie do spotkania ze społecznością lokalną. 
                    Wspólna praca i nocne muzykowanie niesamowicie konsolidowały 
                    grupę. W końcu jednak przyszedł czas na działanie. 
                  Na demonstrację (12.02.1998) na opolskim rynku przyjechało 
                    około dwustu przyjaciół natury z Polski, Europy (aktywiści 
                    Earth First!), a nawet Australijka Rebecca Lightbourne z Native 
                    Forest Network. Stanęliśmy w kręgu ochoczo dzierżąc transparenty 
                    i skandując świeżo ułożone hasła. W końcu przyszedł czas na 
                    alegoryczny happening. 
                  Z przeciwnego końca rynku wychodzi biznesmen w asyście drwala 
                    i robotnika. Ścinają parę drzew, na drodze stają im rolnicy, 
                    jednak biznesmen wyciąga stertę papierów z paragrafami, wobec 
                    których rolnicy czują się bezsilni. Następną przeszkodą jest 
                    ekolożka brutalnie odepchnięta przez "rozwój gospodarczy" 
                    w garniturze. Dopiero gdy podchodzą pod samą "górę" 
                    wspólnymi siłami udaje nam się powstrzymać ich zapędy. Rozlega 
                    się wesoła muzyka i przy wiwatach i oklaskach zawstydzenie 
                    robotnicy zwijają swoją autostradę wykonaną z rolki papy, 
                    którą znalazłem kiedyś przypadkiem w domu w piwnicy. Następnie 
                    manifestacja przenosi się pod urząd wojewódzki. Niestety okazuje 
                    się, że pan wojewoda nie może do nas wyjść, nawet mimo skandowanych 
                    haseł "Panie wojewodo proszę wyjść!". Wysyła za 
                    to swojego posłańca, Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody, 
                    pana Arkadiusza Nowaka. Jednak dyskusja nie wnosi nic nowego. 
                  - Przy budowie autostrady zostaną przedsięwzięte nadzwyczajne 
                    środki, aby chronić przyrodę. Każda cenna roślina, każde zwierzę 
                    zostanie przeniesione w inne miejsce, o takich samych walorach. 
                    Zbuduje się ekrany chroniące przed hałasem, przejścia dla 
                    zwierząt. 
                  - Ale przecież nawet najmniejsza ingerencja w ekosystem wywołuje 
                    nieodwracalne zmiany. Wyobraźmy sobie, że w imię jakiejś szlachetnej 
                    idei dajemy sobie odciąć rękę albo nogę. Na ich miejsce specjaliści 
                    doprawiają protezę - najbardziej nowoczesną, ze wszystkimi 
                    możliwymi ruchami, szczyt myśli ludzkiej. Czy jakakolwiek 
                    idea jest warta tego? 1) 
                  Racje były nie do pogodzenia. Chciałbym tu uniknąć jednoznacznej 
                    oceny pana konserwatora, jaką z miejsca wystawiła mu większość 
                    zebranych. Jako urzędnik z mógł kategorycznie protestować 
                    przeciwko takiemu przebiegowi autostrady i najprawdopodobniej 
                    stracić pracę, którą mimo wszystko uważam, że wypełnia rzetelnie 
                    i z powołania. Z drugiej mógł pójść na kompromis i nie pozwolić, 
                    żeby ochroną środowiska zajął się jakiś niekompetentny, ale 
                    politycznie poprawny, następca. Nie jest to odosobniony przypadek, 
                    również los dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego stanął 
                    pod znakiem zapytania właśnie dla tego, że sumiennie wypełniał 
                    swoje obowiązki i stał na straży prawa. Na jego miejsce czekają 
                    już bardziej "ugodowi" następcy i jak to w polityce 
                    sprawy rozgrywają się poza kulisami. Jest to odwieczny dylemat 
                    polityka i społecznika: działać skutecznie czy fair? Wolę 
                    to pytanie pozostawić każdemu do indywidualnego rozważenia. 
                    Winę ponosi tu po prostu system, w którym obrońca i prokurator 
                    grają w grę ułożoną przez jedną stronę. Tylko w tym kraju 
                    konserwator przyrody może argumentować, że wstrzymanie prac 
                    na Górze św. Anny nie jest możliwe, ponieważ zagroziłoby zerwaniem 
                    kontraktu budowlanego, a szef resortu powołanego do ochrony 
                    środowiska stwierdza, że powiększenie Białowieskiego Parku 
                    Narodowego utrudniłoby pracę przemysłowi drzewnemu, czerpiącemu 
                    korzyści z najstarszych, cennych drzew. 2) 
                    Fascynujący jest jednak sam fakt, że ten sam człowiek, który 
                    w młodości protestował przeciwko autostradom z wiekiem może 
                    stać się tym, przeciwko czemu walczył. Tymczasem przekazaliśmy 
                    pismo do premiera Buzka i zakończyliśmy demonstrację. 
                  O wiele owocniejsze okazało się spotkanie z lokalną ludnością 
                    w remizie strażackiej pod górą św. Anny. Początkowo nieufni 
                    rolnicy zaczęli z czasem otwarcie wyrażać swoje rozgoryczenie. 
                    "Nigdy nie dostaną mojej ziemi, mogą mi ją jedynie ukraść" 
                    jak powiedział jeden z nich. Dowiedzieliśmy się od nich w 
                    jaki sposób zostali potraktowani. Jak wynikało z ich wypowiedzi 
                    geodeci "chodzili jak złodzieje" bez zgody wbijali 
                    na ich ziemię słupki miernicze. Co więcej następująco przedstawiano 
                    im sprawę: sprzedacie ziemię albo zostaniecie wywłaszczenie 
                    bez pieniędzy. Było to oczywiste kłamstwo, nawet jeśli autostradowa 
                    "spec-ustawa" kpi z normalnych praw, to tak daleko 
                    władze nie odważyły się jeszcze posunąć. Wykorzystali to rolnicy 
                    z Wielkopolski, zakładając, przy pomocy przyjaciół z Ziemi 
                    Przede Wszystkim, Stowarzyszenie Wywłaszczanych domagające 
                    się uczciwej, jeśli w ogóle o czymś takim można mówić, cenie 
                    za swoją ziemię. "Podatki płacimy za III klasę, a jak 
                    płacili geodeci to wycena była za VI klasę!" mówili. 
                    Jednak rozgoryczenie wydawało nie przekładać się na konkretne 
                    plany walki. Czuli się bezsilni wobec aparatu władzy. Najwyraźniej 
                    demokracja na wsi jest nadal pustym pojęciem. Jest to, jak 
                    nazwał to Rafał Górski, syndrom TMB - Tak Musi Być. I rzeczywiście, 
                    dopóki jesteśmy bierni, to musi i będzie. 
                  Nie dając za wygraną na wieść o przyjeździe do Opola paru 
                    ciekawych dla nas osób - m.in. pana Andrzeja Patalasa prezesa 
                    Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad oraz pana Eugeniusza 
                    Morawskiego - ówczesnego Ministra Transportu i Gospodarki 
                    Wodnej, postanowiliśmy przygotować im huczne przywitanie. 
                    Co prawda dowiedzieliśmy się o tym dopiero dzień przed ich 
                    przyjazdem, ale wystarczyło podjąć parę szybkich decyzji, 
                    spędzić noc przy ksero i telefonie i od rana jedziemy śladem 
                    panów transportowców. Najpierw instalujemy transparent na 
                    budowie gdzie mają się oni witać, potem akcja pod Urzędem 
                    Wojewódzkim. Trzeba dodać, że tej samej nocy "nieznani 
                    sprawcy" oplakatowali centrum miasta, UW, Rynek, Ratusz 
                    oraz siedzibę opolskiego oddziału ABiEA. Na akcji jest kilkanaście 
                    osób z Opola i Zdzieszowic, transparent "Góra św. Anny 
                    Parkiem nie parkingiem!" Uzyskujemy dobry oddźwięk w 
                    mediach (radio, prasa, TV Katowice i Wrocław). W trakcie pikiety, 
                    posługując się legitymacjami prasowymi ekologicznych biuletynów, 
                    na zamkniętą konferencję prasową dostają się Łukasz Sokołowski 
                    i Olaf Swolkień, co prawda obyło się bez rzucania tortami, 
                    ale podobno i tak było zabawnie. Po jakimś czasie zbieramy 
                    się, żeby nie marnować sił, gdyż czeka nas jeszcze spotkanie 
                    na Rynku. Tam o trzynastej znów się spotykamy. Olaf wita ministra 
                    przez megafon, po jego wejściu wręczamy mu pismo informujące 
                    go o naszym stanowisku. Sam pan minister określił nasz protesty 
                    jako "pojedyncze ulotki." 3) 
                    Oświadczył natomiast, że na opolskim odcinku zastosowana zostanie 
                    powierzchnia bitumiczna, a nie betonowa, co w mieście tonącym 
                    od pyłu pochodzącego z 4 cementowni (w tym dwóch czynnych) 
                    przyjęte zostało z pewnym zdziwieniem. Obiecał za to osobiście 
                    zająć się budową autostrady biegnącej przez Opolszczyznę. 
                    4) Dla góry św. Anny nie rysowała 
                    się optymistyczna przyszłość. 
                  Nie mając wiele nadziei na efekt, jaki wywrą nasze apele 
                    do pana premiera i ministra postanowiliśmy zorganizować obóz 
                    przygotowujący do fizycznej blokady. Wszystkie legalne środki 
                    zostały wyczerpane i obywatelskie nieposłuszeństwo stało się 
                    naszą i przyrody ostatnią nadzieją.  
                  Miejsce, w którym odbył się obóz, dla dobra sprawy najlepiej 
                    niech pozostanie tajemnicą - obserwując poczynania i świadomość 
                    rządu myślę, że będzie jeszcze nam potrzebne. W okrytej śniegiem 
                    scenerii uczyliśmy się technicznych aspektów ochrony Ziemi. 
                    Odcięta od świata, na wpół drewniana chata okazała się doskonałym 
                    poligonem. Poznaniacy przekazywali wiedzę nabytą na blokadach 
                    w Anglii. Tam powoli antyautostradowe protesty wpisywały się 
                    w narodowy folklor. Pojawili się ludzie, którzy żyli jedynie 
                    na blokadach, jedząc to co przyniosą okoliczni mieszkańcy 
                    i mieszkając w wybudowanych przez siebie obozach. Nie ograniczali 
                    się jedynie do mieszkania na drzewach, ale również budowali 
                    podziemne tunele, po których nie mógł jeździć ciężki sprzęt. 
                    Jeden z aktywistów, "Swompie", stał się niemalże 
                    bohaterem narodowym opierając się ochroniarzom i policji w 
                    takim tunelu przez kilkadziesiąt dni. Później kręcono nawet 
                    reklamy telewizyjne z jego udziałem... W wyniku ich protestów 
                    program budowy autostrad został zredukowany o 40%. Tworzyli 
                    swoją kulturę żyjąc na obrzeżach, czy też może wbrew, systemowi. 
                    Widzieliśmy także ich słabości, jak na przykład hipisowskie 
                    zainteresowanie narkotykami. Zdarzały się wręcz przypadki, 
                    że policja przed próbą usunięcia blokady puszczała tanio heroinę. 
                    Otumanieni "wojownicy" byli wtedy łatwym kąskiem. 
                    Nie mogliśmy sobie pozwolić na narkotyki w spodziewanym obozie. 
                  Tymczasem dogrywaliśmy ostatnie szczegóły, bawiliśmy się 
                    w kapelusze, rytuały i wino. Co kryje się pod tymi pojęciami? 
                    Zabawa w kapelusze jest o tyle prosta, co uświadamiająca kondycję 
                    moralną grupy. Każdy zakłada kapelusz, z tym że są w różnych 
                    kolorach. Czarny oznacza pesymizm, biały naiwność, inny strach, 
                    logiczną analizę itd. Ten kto wylosuje dany kapelusz, w ten 
                    sposób mówi. 
                    -Nie mamy pieniędzy, każdy z nas ma swoje zajęcia i w ogóle 
                    to nie chce mi się. Dajmy sobie spokój z tym donkiszoctwem 
                    - powiedział czarny. 
                   
                  - Jeśli nie my to kto, jeśli nie teraz to kiedy? - odpowiedział 
                    intelektualista. 
                  - Ale ja mam szkołę, rodziców, nie mam pieniędzy na kolegia, 
                    nie chcę iść do więzienia. Nie chcę umrzeć jak David Chain 
                    5) albo Jill Phibbs! 6) 
                     
                  - Jestem wojownikiem. Jeśli umrze Ziemia umrzemy wszyscy. 
                    Nie ma o czym gadać, trzeba po prostu działać! - skwitował 
                    idealista. Znaliśmy przynajmniej emocjonalny stan grupy, a 
                    poznać swoje braki jest już połową sukcesu. 
                  Tak zwane rytuały są sposobem budowania motywacji. Jak śmiesznie 
                    by "gadanie z drzewami" nie brzmiało, milczące spacery 
                    po lesie w nocy, utożsamianie się z pajęczyną życia, a nie 
                    swoim małym ego, doświadczanie piękna natury dają naprawdę 
                    dużo pozytywnej energii. Człowiek zaczyna patrzeć na świat 
                    z trochę innej perspektywy niż sprzedać-zarobić, ukraść i 
                    uciec. Inaczej postrzega się sens istnienia, inne istoty i 
                    swój nierozerwalny związek z nimi. Praca dla dobra wszystkich 
                    istot staje się naturalną pracą dla siebie i przyszłych pokoleń. 
                    Nie jest to jednak coś o czym warto pisać, raczej coś co warto 
                    przeżyć. 
                  Natomiast pod hasłem wino kryje się... wino. I zabawa. Bo 
                    jeżeli mielibyśmy stracić poczucie humoru i stać się sztywnymi, 
                    byłaby to wielka strata. Stare, japońskie przysłowie brzmi 
                    "Nie wierz przywódcom, którzy nie potrafią tańczyć", 
                    a jak powiedziała Emma Goldman "Jeżeli nie mogę tańczyć, 
                    to nie jest to już moja rewolucja.". Nie musieliśmy się 
                    specjalnie starać, żeby żyć w zgodzie z tym hasłem. W odpowiednich 
                    ilościach wszystko jest dobre. Nawet odrobina "rewolucji". 
                  ----------- 
                    1) Dzikie Życie, Kwiecień 1998 
                    2) Wprost, 24. 06.1998 
                    3) Zielone Brygady nr 6(108)/98 
                    4) Gazeta Wyborcza, dodatek opolski 22.02.1998 
                    5) 24 letni Teksańczyk broniący czerwonej sekwoi w Headwaters. 
                    Zabity przez drwali. 
                    6) Młoda matka zamordowana przez kierowcę ciężarówki w Anglii 
                    podczas protestu. 
                   
                     
                    
                  "Mnie tam autostrada niepotrzebna, bo wszędzie jeżdżę 
                    rowerem" 
                    Mieszkaniec Zakrzowa 1) 
                  - Wstaawać, już czwarta rano!! - z trzygodzinnego snu wyrwał 
                    mnie bezlitosny głos wartownika. Powoli otworzyłem oczy. Leżałem 
                    w jakiejś opuszczonej stodole, przytulony z zimna do pewnej 
                    miłej damy obok. Półmrok nieśmiało rozświetlały nieliczne 
                    świeczki i czerwone oczka papierosów. Kilkudziesięciu wojowników 
                    budziło się do walki. 
                  Zabłocone buty i przemoczone spodnie przypomniały mi o zmaganiach 
                    z nieożywioną materią sprzed paru godzin. O próbach dotarcia 
                    do miejsca blokady, mozolnym ustawianiu beczek, stresie wywołanym 
                    beztroskimi dziennikarzami i fizycznym zmęczeniu. Jednak dopiero 
                    teraz budził się dzień otwierając przed nami scenę bitwy, 
                    jaką zaraz mieliśmy stoczyć w obronie matki Ziemi. 
                  Budowa mostu C-41 w Zakrzowie była jeszcze w fazie początkowej. 
                    Ustawione było jedynie rusztowania na zalanych betonem fundamentach. 
                    Do placu budowy prowadziła wąska polna dróżka, otoczona podmokłym 
                    polem, na którym mógłby utonąć rower, o dźwigu nie mówiąc. 
                    Dróżkę tę mieliśmy zablokować pięcioma zalanymi betonem beczkami 
                    z pozostawionymi w nich otworami na ręce. Wewnątrz otworu 
                    znajdował się pręt, do którego można było się przypiąć karabińczykiem 
                    tak, że jedynie wpięta osoba mogła się uwolnić. Z zewnątrz 
                    jedynym sposobem było rozkucie młotem pneumatycznym całej 
                    półtonowej beczki. Mimo wszystko grupa ludzi miała blokować 
                    również próby objechania barykady Oczywiście była jeszcze 
                    możliwość, którą zastosował pewien kierowca ciężarówki podczas 
                    blokady w Rosji: wjechać w protestujących. Dwie dziewczyny 
                    straciły wtedy ręce wyrwane na wysokości ramion. Trudno mi 
                    w tej chwili mówić za innych, ale wkładając ręce w te otwory, 
                    gotowy byłem na wszystko. 
                  Podczas kiedy moja grupa miała blokować drogę dojazdową, 
                    druga miała zablokować samą budowę oddaloną o około pół kilometra. 
                    Wszelkie obawy dotyczące reakcji robotników, policji i przed 
                    spodziewanymi kolegiami miały właśnie nabrać realnych kształtów. 
                    Względnie ciepła i przytulna stodoła została za naszymi plecami 
                    i już szliśmy umoczeni po kostki w błocie aby zająć swoje 
                    pozycje. 
                    Wbiegamy, ustawiamy beczki i wpinamy się w beczki. Z daleka 
                    widzimy jak 20 metrowy transparent "Nie dla autostrady 
                    przez górę św. Anny" wjeżdża na szczyt rusztowania. Nasz 
                    wspólny okręt płynie wreszcie pod właściwą banderą. Dwie osoby 
                    przypinają się łańcuchami do dźwigu, paręnaście kolejnych 
                    wchodzi na rusztowania. Jest już całkiem przyjemny poranek. 
                    Teraz pozostaje nam tylko czekać na ruch strony przeciwnej. 
                   
                  Mija godzina, następnie druga. Ekipa muzyczna zaczyna grać 
                    coraz mniej rytmicznie, nastaje coraz większe rozluźnienie. 
                    W obawie o życie "beczkowców" grupa ochotników wykopuje 
                    przed linią oporu poprzeczny rów i kopiec z wykopanego żwiru. 
                    Około godziny 8 na horyzoncie pojawia się bus z robotnikami. 
                    Napięcie wzrasta. 
                  Ku naszej wielkiej uldze robotnicy okazują się umiarkowanie 
                    przyjaźni. Brygadzista jedynie kontaktuje się z przełożonymi. 
                    Po kilkunastu minutach wraca z kierownikiem budowy. 
                  - Mam tylko zorientować się, czy możemy podjąć pracę - kierownik 
                    oświadcza dziennikarzom - Ostateczną decyzję podejmą moi zwierzchnicy. 
                  Ale wiadomo, że bitwę już wygraliśmy. Portugalska firma "Mota" 
                    jest zaskoczona. Decyduje się teraz na jedyną sensowną z ich 
                    punktu widzenia taktykę - ignorować blokadę jako jednodniowy 
                    wybryk. Mimo przecieków nie wiedzieli na której z licznych 
                    budów odbędzie się akcja. Wszystko zostało przesądzone już 
                    wczorajszej nocy, podczas szczegółowych przygotowań i analiz 
                    wariantów przebiegu akcji. Tymczasem nawiązujemy personalne 
                    kontakty, rozdajemy specjalnie dla robotników przygotowane 
                    ulotki, częstujemy się nawzajem herbatą i papierosami. 
                  - Ja rozumiem ten Grinpis - mówi jeden z robotników 
                    - gdyby was nie było, to nie byłoby rzek ani lasów, ale ja 
                    mam żonę i dzieci, ja odpowiadam za ten sprzęt, nie bójcie 
                    się, nic nie uruchomię, tylko wszystko sprawdzę. 2) 
                   
                  - Mnie tam ta blokada specjalnie nie przeszkadza, bo i tak 
                    muszą nam zapłacić za dniówkę - dodaje inny. 3) 
                  Około 8.45 ostatni zastrzyk emocji funduje nam pojawienie 
                    się policji. Co prawda to my sami ich zawiadomiliśmy o akcji 
                    w obawie przed niepotrzebnymi przepychankami z robotnikami 
                    lub ochroniarzami, jednak nigdy nic nie wiadomo. Wszyscy zajmujemy 
                    swoje pozycje. Na szczęście wbrew pozorom również i służby 
                    porządkowe okazały się być na wysoki poziomie ogłady. 
                  - Jest demokracja, każdy może protestować, jeżeli czuje taką 
                    potrzebę. To jest droga wewnętrzna i nie zostaliśmy jeszcze 
                    poinformowani o popełnieniu żadnego przestępstwa - powiedział 
                    prasie jeden z policjantów. 4) 
                  Tymczasem medialne "ekologiczne show" trwa. Pojawiły 
                    się w zasadzie wszystkie ekipy telewizyjne, prasowe i radiowe. 
                    Z jednej strony był to dla nas wymierny wskaźnik sukcesu: 
                    informacja o niecnych poczynaniach władz popłynęła do ludzi. 
                    Z drugiej strony czuliśmy się trochę nieswojo będąc fotografowanym 
                    jak wilki na wybiegu. Niestety w obecnym układzie pop-informacyjnym 
                    nie ma innej drogi na zainteresowanie mediów tematem - konferencje 
                    prasowe całkowicie straciły siłę przebicia. 
                  Protest zakończyliśmy o godzinie 14 wraz z pierwszymi oznakami 
                    deszczu. Stanęliśmy w kręgu i podsumowaliśmy akcję. Nikt nie 
                    przypuszczał, że zakończy się ona takim sukcesem: przyjechało 
                    o wiele więcej ludzi niż się spodziewaliśmy i obyło się bez 
                    nieprzyjemnych incydentów. Wiadomości o akcji ukazały się 
                    w telexpresie, dzienniku TV, wiadomościach TVN i wielu innych. 
                    Tego dnia nikt nie został nawet spisany przez policję. Koszta 
                    poniesione przez niszczącą przyrodę firmę wyceniano nawet 
                    na około 40 000 PLN. 5) Oczywiście były one mocno przesadzone. 
                  - Już na moje biurko wpłynęło roszczenie od portugalskiej 
                    firmy Mota Company budującej mosty i wiadukty autostrady A4 
                    - powiedział zastępca dyrektora Biura Budowy Autostrady w 
                    Opolu, Zygmunt Brzostkowski - Ten dzień przestoju będzie nas 
                    kosztować 14 tysięcy 687 złotych. Takie koszty zostały już 
                    potwierdzone przez nadzór budowlany. Nie da się nic utargować. 
                    Przyjdzie płacić. Oczywiście, tak naprawdę za akcję Zielonych 
                    zapłacą wszyscy podatnicy. O co tej młodzieży chodzi? 6) 
                  Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy sięgnąć podstaw zasad 
                    współżycia demokratycznego społeczeństwa. Możemy popadać w 
                    słodkie zapatrzenie w siebie, jako że "przecież nikt 
                    nie wymyślił nic lepszego". Z drugiej jednak strony warto 
                    może pamiętać, że demokracja jest również narzucaniem przez 
                    większość swojej woli mniejszości. Dlatego ta mniejszość ma 
                    prawo do oporu, zwłaszcza że większość też może się mylić. 
                    Opór ten zwykle nazywamy obywatelskim nieposłuszeństwem. Jest 
                    on działaniem otwartym i wolnym. Za podstawę uznaje nieprowokowanie 
                    przemocy. Bezpośrednim celem obywatelskiego nieposłuszeństwa 
                    jest zmiana lub potrzymanie pewnych zachowań społecznych, 
                    w tym wypadku respektowanie prawa właśnie. Działanie apeluje 
                    do poczucia sprawiedliwości obywateli i niesie ze sobą przesłanie, 
                    że zasady współpracy między wolnymi i równymi obywatelami 
                    nie są respektowane. Obywatelski nieposłuszeństwo nie jest 
                    sposobem stawiania się ponad prawem. Nie ignoruje prawa nawet 
                    wtedy, gdy je łamie. Zwykle uczestnicy akcji nie próbują uniknąć 
                    konsekwencji swojego postępowania. Jedynie twierdzenie, że 
                    ponad prawem istnieje jeszcze wyższa wartość jest punktem 
                    wyjściowym dla nawiązania dialogu, który z kolei może doprowadzić 
                    do porozumienia. 7)  
                  Łamiąc prawo byliśmy gotowi przyjąć na siebie konsekwencje 
                    mając nadzieję na to, że sprawiedliwości stanie się zadość 
                    również w kwestii lokalizacji autostrady. 
                  -------- 
                    1) Gazeta Wyborcza 18-19.04.1998 
                    2) Dzikie Życie, nr (6)48 '98 
                    3) "Dniówka na filarze" Nowa Trybuna Opolska, 18.04.1998 
                    4) Wiadomości TVP, 17.04.1998 
                    5) na podstawie Rzeczpospolita, 18.04.1998 
                    6) Nowa Trybuna Opolska, 2-3 Maja 1998 
                    7) por. Per Herngren, Podstawy obywatelskiego nieposłuszeństwa, 
                    Biblioteka ZB, Kraków 1997 
                   
                   
                   
                    
                   
                  - Ach, ekolog od siedmiu boleści! - pomyślałem sobie, brnąc 
                    drugą godzinę przez zielone chaszcze góry świętej Anny. Jeszcze 
                    brzęczał mi w uszach dźwięk głosu w słuchawce "Wjechali! 
                    Przyjeżdżaj! Jesteśmy między Wysoką, a Ligotą Dolną, idziesz 
                    pasem i jesteś! " No, prawie... 
                  Stało się. W końcu przyjaciele ze Zdzieszowic namierzyli 
                    pierwsze koparki. W przerażającym tempie posuwały się niszcząc 
                    wszystko to, co było dla nas tak cenne. Nie było chwili do 
                    stracenia. Parę krótkich telefonów, załatwić ostatnie sprawy, 
                    spakować się i w drogę. Czułem, że dzieje się coś wielkiego, 
                    pierwsze przebiśniegi wyrosły na drzewach. 
                  Zmęczony przedłużającą się drogą i równocześnie zachwycony 
                    widokami, których podczas wędrówki nie szczędziła przyroda 
                    jakby świadomie wzmacniając moją motywację do działania, w 
                    końcu usłyszałem jakieś głosy zagłuszane przez ryk koparek 
                    odległych już o około 400 metrów.  
                  - Aaaa! Tu jesteeście!! - krzyknąłem. Ku memu zaskoczenie 
                    nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. 
                  - Cholera, Grzesiek, nie strasz! - W końcu wyłoniły się znajome 
                    twarze i zaczęły się uściski. Ekipa śmiałków chcących przeciwstawić 
                    się rządowi nie wyglądała imponująco. Paru znajomych nastolatków 
                    w poszarpanych spodniach. Taki właśnie był początek akcji, 
                    która wpisała się w świadomość społeczną na ładnych parę lat. 
                  - Jak wygląda sytuacja? - spytałem niecierpliwie. 
                  - No, siedzimy tu od wczoraj, kiedy tu przyszliśmy te koparki 
                    były tam daleko - i Sokół wskazał na jakiś nieokreślony punkt 
                    na widnokręgu, zdecydowanie jednak odległy - Oto pierwszy 
                    domek. Musimy go przed wieczorem dokończyć, bo prawdopodobnie 
                    jutro już tu będą. 
                  Miejsce było dobrze wybrane ze strategicznego punktu widzenia. 
                    Przy samych "wrotach" lasu, około 200 metrów od 
                    rezerwatu roślinności kserotermicznej "Ligota Dolna". 
                    Zabawnie wyglądały później koparki na tle zielonej tabliczki 
                    z godłem bez przekonania oznajmiającej, że znajdujemy się 
                    na terenie Parku Krajobrazowego chronionego prawem.  
                  W rzeczywistości w tym miejscu drzewa nie wyglądały imponująco. 
                    Kilkudziesięcioletnie "samosiejki", tworzące jednak 
                    istotny korytarz ekologiczny. Nie mogliśmy czekać aż dojdą 
                    do najcenniejszych drzew - starodrzewia bukowego - tu musiała 
                    powstać nasza pierwsza linia obrony. Zaraz przy obozie biegła 
                    polna droga łącząca wsie Ligota Dolna i Jasiona. Jak okiem 
                    sięgnąć otwarte pola, stary pegieer i ściana lasu za naszymi 
                    plecami.  
                  Chłopaki ze Zdzieszowic wsparci squatersami sztuk jeden z 
                    Poznania przyszli tu dzień wcześniej, tj. 30 kwietnia 1998 
                    roku. Planowaliśmy przeprowadzić sobie jedynie małe ćwiczenia 
                    przed spodziewaną blokadą. Gdy na horyzoncie pojawiły się 
                    koparki próby stały się praktyką. Nie przypuszczaliśmy, że 
                    wszystko potrwa dłużej niż tydzień. Myślę, że nikt za bardzo 
                    nie zastanawiał się nad przyszłością akcji, zbyt wiele było 
                    do zrobienia tu i teraz. 
                  Tymczasem prace przy budowie domków posuwały się szybko, 
                    stale napływali nowi ludzie. Dzięki temu w chwili konfrontacji 
                    były już trzy obsadzone ludźmi domki. Nie próżnowali również 
                    Niemcy z firmy Ilbau-Kirchner pracując również w niedzielę, 
                    w święta 1 i 3 maja. Zaczęły pojawiać się media i sprawa nabierała 
                    impetu, którego się nawet nie spodziewaliśmy. Jednak "sądny 
                    poniedziałek" był wtedy jeszcze odległą przyszłością. 
                    Póki co mogliśmy jeszcze spać względnie spokojnie i cieszyć 
                    się otaczającą nas dziką przyrodą. 
                    
                    
                  Nieważne w jakiej spoczniesz trumnie 
                    Gdziekolwiek w jakim sensie i obliczu 
                    Grób Twój jeszcze otworzą powtórnie 
                    Inaczej będą głosić twe zasługi 
                    Łez wylanych nie będą się wstydzić 
                    Lać się będą łzy potęgi drugiej 
                    Ci co człowiekiem nie mogli cię widzieć 
                    Ci co człowiekiem nie mogli cię widzieć 
                    Come & Go 
                   
                  Zapewne czytelnik nie raz oglądając reportaże telewizyjne 
                    zadawał sobie pytanie: jak w zasadzie wyglądało życie w obozie. 
                    Czy na nocne życie składało się pijaństwo i seksualne orgie 
                    czy też sztywne rozmowy ideologiczne? Jakimi prawami rządził 
                    się obóz? No i oczywiście kto za tym wszystkim stoi?!! 
                   Nikt inny niż garstka idealistów. Głównie młodych, bo nie 
                    ma co ukrywać, do wspinania się po drzewach trzeba mieć trochę 
                    sprawności fizycznej, a żeby zaryzykować represje, czy nawet 
                    swoje życie w imię lepszej przyszłości lepiej jest być młodym. 
                    Naiwnym? Może. Ale jak mawiał George Bernard Shaw "Mądrzy 
                    ludzie dostosowują się do świata, podczas gdy głupcy brną 
                    pod prąd. Dlatego też to właśnie głupcy są motorem rozwoju." 
                   Była to jednak nasza pięta achillesowa. Z jednej strony 
                    brakowało autorytetu, żeby nie powiedzieć lidera, kogoś z 
                    kilkunastoletnim doświadczeniem organizacyjnym, który znałby 
                    również wszystkie aspekty merytoryczne i praktyczne sprawy. 
                    No i oczywiście był od początku do końca na miejscu. Z drugiej 
                    strony łatwo było zbagatelizować działania młodzieży, jakoby 
                    spragnionej konfrontacji z policją i sławy. "Z powodu 
                    protestu urządzili sobie wakacje dwa miesiące wcześniej. Wagary 
                    nie powodują u nich szczególnego zakłopotania" 1) 
                    pisano. "Nadzieje młodych spełniły się w poniedziałek 
                    11 maja br. W pobliże miejsc, gdzie siedzieli protestujący 
                    podeszli drwale z pilarkami. Doszło do przepychanki między 
                    protestującymi a pracownikami firmy budowlanej. Rozpoczęła 
                    się kłótnia, komuś poszarpano odzież." 2) 
                    Wątek ten przewijał się dość często, a wyrażenie "młody 
                    zielony" stało się dyżurnym określeniem protestujących. 
                    Ale nie ma co rozwodzić się nad niekompetencjami prasy i chociaż 
                    stronnicze artykuły bardzo nas deprymowały wróćmy do obozowego 
                    życia. 
                  Protest składał się z trzech stanowisk: przy wyjściu z parku, 
                    pośrodku, centralnym punktem obozu była jednak kuchnia położona 
                    w miejscu, gdzie powstał pierwszy domek, przy wjeździe do 
                    parku - tam gdzie powstrzymaliśmy ekspansję koparek. Niestety 
                    brakowało ludzi żeby nadać pozostałym stanowiskom odpowiednią 
                    rangę, tak więc w tych dwóch pozostałych były jedynie warty 
                    monitorujące sytuację i dające znać w razie ataku drwali. 
                    Powstały tam po dwa domki podczas gdy w głównym obozie było 
                    ich pięć dodatkowo połączonych podniebnymi ścieżkami, tripod, 
                    podziemne stanowisko do przypinania się oraz wspomniana kuchnia. 
                    W środku foliowego szałasu, aż do ostatniego dnia tliło się 
                    ognisko. Wokół rozłożone były karimaty i koce, była to swoista 
                    przestrzeń społeczna do wypoczynku, dyskusji i oczywiście 
                    konsumpcji. Tu usłyszeć można było najświeższe wiadomości, 
                    jak i pograć na bębnach czy gitarze, pomarudzić albo opowiedzieć 
                    jakiś dowcip. Aby nie stwarzać niepotrzebnych konfliktów, 
                    jedzenie było wegetariańskie. Głównie zupy "na winie" 
                    3) choć zdarzały się takie rodzynki 
                    jak potrawka z pokrzyw czy około 10 kilo wyśmienitych pierników, 
                    którymi długo cieszyliśmy się dzięki uprzejmości pewnej łódzkiej 
                    firmy. Na polu kulinarnym (oczywiści nie tylko) nieocenioną 
                    rolę odegrała Ania. Dbała o to aby każdy miał coś do jedzenia, 
                    jeżeli pracował cały dzień, organizowała składki na produkty 
                    i była po prostu duszą obozu. Przez blokadę przewinęło się 
                    około pół tysiąca ludzi, stale w obozie było 15-50 osób - 
                    skoordynowanie tych całkowicie różnych i czasami dziwnych 
                    ludzi oraz ich psów było nie lada wyczynem. 
                  Co to byli za ludzie? Jak już wspomniałem głównie młodzież 
                    licealno-studencka. Ludzie inteligentni i idealistycznie nastawieni 
                    do świata. Paru młodych nauczycieli, górnik, który przyjechał 
                    tu na rowerze bodajże z Zabrza, kolejarz, znajomi z Anglii 
                    i Niemiec, różnej maści anarchiści i odszczepieńcy, jak i 
                    "zawodowi" ekolodzy. Trzeba tu powiedzieć, że dla 
                    wielu nie był to jedynie protest przeciwko tej konkretnej 
                    lokalizacji autostrady - było to protest przeciwko postępującemu 
                    niszczeniu planety, przeciwko rządowi, dla którego jedyną 
                    wartością jest produkt krajowy brutto i przeciwko społeczeństwu 
                    zainteresowanym jedynie konsumpcją. Dla wielu był to krok 
                    w stronę budowania nowego społeczeństwa opartego na poszanowaniu 
                    przyrody i praw jednostki jakkolwiek nierealnie czy utopijnie 
                    by to nie brzmiało. Nietrudno przykleić takiej zlepce ludzi 
                    etykietkę lewaków, nie jest to jednak celne określenie - ekolodzy 
                    bywają często bardziej kapitalistyczni i konserwatywni od 
                    wielu piewców tak zwanego "wolnego rynku". Ruch 
                    nie miał wypracowanego jeszcze spójnego poglądu na temat spraw 
                    politycznych, było to raczej realne zarzewie ówczesnych konfliktów, 
                    myślę jednak, że większość zgodziłaby się z hasłem: nie ma 
                    lewicy ani prawicy, jest tylko góra i dół. 
                   Sam obóz był raczej miejscem przyjemnym. W weekendowe popołudnia 
                    witaliśmy okolicznych mieszkańców przyjeżdżających zobaczyć 
                    co tu się w ogóle dzieje, czasami podyskutować, a czasami 
                    jedynie porobić sobie zdjęcia. Była to doskonała sposobność 
                    żeby wyjaśnić ludziom dlaczego uważamy, że autostrada zamiast 
                    odciążyć ruch w okolicznych miejscowościach, może co najwyżej 
                    go wzmóc, ponieważ kreuje nowe potrzeby transportowe, natomiast 
                    zwykłych ludzi i tak nie będzie stać na poruszanie się nią. 
                    Ludziom często trudno było pogodzić się z faktem, że nam też 
                    nie podobają się korki i zabici na ulicach, jedynie uważamy, 
                    że nowe drogi to nic więcej jak nowe problemy. Że my także 
                    pragniemy rozwoju, ale zrównoważonego, czyli takiego, który 
                    przyniesie pożytek również i przyszłym pokoleniom. 
                   Pewnego dnia przyszła cała klasa z okolicznej podstawówki 
                    w asyście nauczyciela mówiącego dzieciom "Patrzcie! Tak 
                    wygląda ochrona przyrody." I było to bardzo mądre stwierdzenie, 
                    miliony wydane na edukację ekologiczną z narodowego czy wojewódzkich 
                    funduszy ochrony środowiska nie zrobiły tyle dobrego, co ta 
                    krótka akcja.  
                   Na terenie całej blokady obowiązywał bezwzględny zakaz picia 
                    alkoholu czy brania narkotyków. Tym zabawniej wyglądały potem 
                    zdjęcia koparek demaskujących "ukryte przez ekologów" 
                    zapasy piwa i wódki. Powody są oczywiste: nietrzeźwi stwarzają 
                    zagrożenie dla własnego życia i powodzenia sprawy, więc jeśli 
                    ktoś przyjechałby się jedynie zabawić zostałby uprzejmie, 
                    ale stanowczo, proszony o opuszczenie obozu. Na szczęście 
                    obyło się bez takich przypadków. Wielu z nas pamiętało incydenty, 
                    jak pijana, "alternatywna" młodzież wybijała szyby 
                    na wioskach w Czorsztynie. Nie mogliśmy pozwolić na nic podobnego. 
                    Ogólnie wśród czorsztyńskich weteranów panowało przekonanie, 
                    że ten obóz jest zdecydowanie lepiej zorganizowany. 
                   Prohibicja nie dotyczyła papierosów, paradoksalnie więcej 
                    ludzi paliło je niż nie. Z jednej strony nie jest to żaden 
                    powód do dumy, z drugiej fakt ten łamie trochę stereotyp ekologa 
                    dbającego o swoje zdrowie i sprzątającego papierki z ulicy. 
                    Przy wieczornych ogniskach muzykowaliśmy, śmialiśmy się i 
                    dyskutowaliśmy. Trochę dzicy, trochę brudni i zmęczenia, ale 
                    ze szczerą motywacją zmiany tego świata na lepsze. 
                   Zaplecze sanitarne było dla odmiany zdecydowanie słabą stroną 
                    obozu. Wodę trzeba było dowozić z odległych wiosek, a funkcję 
                    toalety spełniał mozolnie wykopany rów w krzakach na uboczu. 
                    W kwestii zaopatrzenia w wodę nieocenioną rolę odegrał zdezelowany, 
                    przedpotopowy "maluch" Sokoła i oczywiście on sam. 
                    Higiena osobista zależała od osobistego zacięcia wojownika, 
                    aczkolwiek u kobiet była zdecydowanie lepszej jakości. 
                   Niestety wbrew pogróżkom ekofeministek było ich zdecydowanie 
                    mniej niż mężczyzn. A szkoda, gdyż na pewno wiele spraw wyglądało 
                    by inaczej, a na pewno ładniej, gdyby ich twórcza energia 
                    zamanifestowała się w pełnej krasie. 
                   Przydatną sprawą przydały się warty. W ciągu dnia na najwyższym 
                    drzewie w okolicy siedziała osoba z lornetką i w razie pojawienia 
                    się policji czy ochrony gwizdkiem informowała obóz o nieproszonych 
                    gościach. Wypracowaliśmy nawet system porozumiewania się gwizdkiem, 
                    gdyż krótkofalówki szybko popsuły się no i były z nimi same 
                    problemy. Telefony komórkowe były wtedy jeszcze luksusem, 
                    i gdyby nie Tadeusz, właściciel firmy komputerowej, który 
                    postanowił włączyć się do akcji, bylibyśmy całkowicie odcięci 
                    od świata. Potem pojawił się jeszcze jeden telefon, dzięki 
                    któremu mogliśmy porozumiewać się z pozostałymi częściami 
                    obozu. Warty były również w nocy. 
                   Niestety pieniądze od grinpisu były jedynie wymysłem cyników. 
                    Każdy musiał zapewnić sobie sam warunki do spania, kupić lub 
                    złożyć się na wspólne jedzenie. Najgorzej było ze sprzętem 
                    alpinistycznym - popularne były samoróbki z kawałków liny 
                    czy pasów samochodowych, oraz równie niewygodne co niepraktyczne 
                    uprzęże budowlane. Tak samo każdy brał na siebie odpowiedzialność 
                    finansową w razie konsekwencji prawnych. 
                   Ograniczone środki pieniężne pochodziły od organizacji ekologicznych 
                    oraz okazjonalnych sponsorów. Słowem, warunki były spartańskie 
                    i gdyby nie przyjaźń i idealizm w naszych sercach, nikt nie 
                    pomieszkał by tam dłużej niż godzinę. 
                   ------ 
                    1) Nowiny Nyskie, 14 maj 1998 
                    2) j.w. 
                    3) z tego co się pod rękę na winie lub ktoś dobry przyniesie 
                     
                    
                    
                   
                  " Jeśli fakty nie są zgodne z teoria, tym gorzej 
                    dla faktów"  
                    Hegel 
                     
                  Nieskromnie mówiąc, zadaliśmy władzom niezły orzech do zgryzienia. 
                    W ówczesnej historii obywatelskiego nieposłuszeństwa, jedynie 
                    poza odległą blokadą w Czorsztynie, znane były jedynie proste 
                    demonstracje i strajki pewnych grup społecznych domagających 
                    się od państwa specjalnych ekonomicznych przywilejów. Lepperiada, 
                    cała fala protestów i społeczne znużenie nimi, miały wydarzyć 
                    się dopiero za parę lat. W odróżnieniu od nich my nie chcieliśmy 
                    od państwa niczego. Dokładnie niczego. Chcieliśmy, żeby po 
                    prostu zostawiło przyrodę w spokoju. 
                   Lokalnie ruszyła machina oszczerstw. Najbardziej wpływowa 
                    gazeta Opolszczyzny, Nowa Trybuna Opolska o imponującym nakładzie 
                    50 tys. egzemplarzy nie szczędziła tendencyjnych tekstów i 
                    komentarzy. Nie było to nic dziwnego w jednym z najmniejszych 
                    miast wojewódzkich Polski, co owocuje sporym odsetkiem urzędnika 
                    na mieszkańca. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że w tym mieście 
                    władzę niemalże absolutną sprawuje, powiązany towarzysko, 
                    urzędniczo-finansowy, postkomunistyczny estabilishment. Nie 
                    mogąc oprzeć się pokusie pozwolę sobie, w ramach ciekawostek 
                    socjologicznych, przytoczyć obszerny fragment felietonu p. 
                    Mirosława Olszewskiego, który ukazał się w tejże gazecie: 
                   "(..) Jeśli dotąd nie poszedłem pod Górę św. Anny, 
                    by piłką do metalu (chwała hutnikom!) poprzecinać przypiętym 
                    do drzew ekologom stalowe karabińczyki (chwała hutnikom!) 
                    i cieszyć oczy widokiem tego jak spadają, to z lenistwa, potęgowanego 
                    przez upał, duchotę i wiosenne rozmamłanie. Ale gdy się ochłodzi... 
                    (następnie następuje obszerne porównanie ekologów do świadków 
                    Jehowy i autor dochodzi do wniosku, że...) ozonowa dziura 
                    jest elementem mojego naturalnego środowiska, podobnie jak 
                    spaliny, wbrew kłamliwym twierdzeniom szkolnych chemików, 
                    jakoby powietrze składało się jedynie z tlenu, azotu, dwutlenku 
                    węgla i kilku pomniejszej rangi gazów. To las, z jego tlenową 
                    orgią, jest czymś nam obcym! (...) Martwię się teraz, że na 
                    temat felietonu wybrałem coś tak miałkiego myślowo jak poglądy 
                    ekologów. Czy aby nie wyjdę na faceta, który z całą powagą 
                    zamierza rozstrzelać z kałacha jarmarczną budę z kwiatkami 
                    uplecionymi z posthipisowskich tęsknot za życiem zgodnym z 
                    naturą, której zasady rozumieją jak skini demokrację? Czy 
                    ktoś z czytelników nie powie: nie chciało mu się myśleć nad 
                    czymś poważnym, więc odwala wierszówkę, pastwiąc się nad kilkoma 
                    facetami, którzy na karabińczykach (wieczna chwała hutnikom 
                    i wyziewom z ich fabryk!) wiszą na drzewach w towarzystwie 
                    zakochanych w każdej gliździe dziewczyn? Słabo, bo słabo, 
                    ale się zaasekuruję: cały felieton powstał po to, aby uzasadnić 
                    następujący wniosek: chcę i oczekuję postawienia ich wszystkich 
                    przed sądem za to, że zniszczyli słupki wyznaczające trasę 
                    przebiegu przyszłej autostrady" 1) 
                    Następnie tradycyjnie jest parę zdań o obrońcach praw zwierząt 
                    podsumowane ponowieniem obietnicy własnoręcznego pozrzucania 
                    antyautostradowych dywersantów z drzew. Nie przeczę, że jest 
                    to mój ulubiony rodzynek, aczkolwiek artykuły w tym tonie 
                    od pierwszego tygodnia blokady, aż do jej końca, nie były 
                    rzadkością. 
                   Kłamstwa przychodziły również "z góry". W wywiadzie 
                    dla regionalnej rozgłośni pan wojewoda podobno powiedział, 
                    że "protestujący są opłacani przez niemieckich zielonych 
                    pięćdziesiąt dolarów na dzień" 2) 
                    - gdyby było tak w rzeczywistości na pewno nie byłoby nas 
                    tam kilkudziesięciu lecz tysiące, ponieważ byłaby to niemalże 
                    dziesięciokrotna wielkość miesięcznej średniej krajowej. Jednak 
                    najwyraźniej wielu ludzi usłyszało tego typu wypowiedzi, co 
                    było doskonałym ciosem kwestionującym naszą motywację, czyli 
                    nasz największy atut. Również zaprzyjaźnieni mieszkańcy okolicznych 
                    wiosek, których nazwisk z oczywistych względów nie będę wymieniać, 
                    mówili o dżentelmenach agitujących przed monopolowym przeciwko 
                    ekologom, suto popierających swoje racje napitkiem. Z czasem 
                    zasiane nasiona przyniosły spodziewane efekty, tak że doceniliśmy 
                    polityczny kunszt bojowy naszych przeciwników. 
                   Agresję władzy można ładnie podzielić na dwa etapy. Pierwszy 
                    był łagodny czyli wspomniane oszczerstwa, pseudo-negocjacje 
                    i groźby. Drugi etap był zwykłym i brutalnym, siłowym rozwiązaniem 
                    konfliktu. 
                   Z początku wojewoda odmawiał wszelkich negocjacji. Dlatego 
                    też 17 maja stał się z inicjatywy Olafa ogólnopolski dniem 
                    protestu przeciw budowie autostrady przez park krajobrazowy 
                    Góra Świętej Anny. W tym dniu różni ludzie zorganizowali w 
                    swoich miastach pikiety, happeningi, demonstracje, zbierali 
                    podpisy pod petycjami do premiera Buzka. Następnego dnia premier 
                    został zbombardowany telefonami i faxami, na których znajdowały 
                    się podpisy zebrane poprzedniego dnia. Różne organizacje ekologiczne 
                    wystosowały swoje protesty (m.in. Ole, Eceat, Pnrwi, my jako 
                    Koalicja). Minister Radosław Gawlik rozmawiał z Ministrem 
                    Transportu p. Morawskim w sprawie sytuacji na Górze św. Anny. 
                    Ówczesny Minister Transportu, E. Morawski wyraził wstępną 
                    zgodę na powołanie zespołu dyskutującego nad polityką transportową 
                    i ewentualne rozmowy z protestującymi. Wiedząc, że oczekujemy 
                    moratorium na dalszą budowę, min. Gawlik dzwonił trzykrotnie 
                    do wojewody opolskiego z prośbą o ustalenie moratorium. Wojewoda 
                    był temu niechętny i wraz ze swoim zespołem miał podjąć decyzje 
                    w sprawie działań wobec protestu - miało być rozważane ewentualne 
                    moratorium. Niestety, nic z tego. 
                   W środę 6 maja na Górze koparki były o kilkanaście metrów 
                    od obozu. Atak mógł nastąpić w każdej chwili. I nastąpił 11 
                    maja, w poniedziałek, drwale, ciężki sprzęt i ochroniarze 
                    ruszyli do ataku. W taki właśnie sposób pan wojewoda chciał 
                    rozwiązać spędzający mu sen z powiek problem. 
                   Po tygodniowych wakacjach koparki miały ruszyć na górę. 
                    Na szczęście byliśmy na to przygotowani. Szturm rozpoczął 
                    się o świcie - ruszył ciężki sprzęt, drwale i ochroniarze. 
                    Na szczęście trafili na dzień, w którym w obozie było wiele 
                    ludzi - część zablokowała ciężki sprzęt siadając mu na drodze. 
                    Obozowy "ekolobard" Jacek zagrzewał do walki. Kuba 
                    wskoczył na jeden z pojazdów przypinając się do podnośnika, 
                    wkrótce podążyli za nim inni. Drwale nie mogli niczego ściąć, 
                    gdyż ludzie byli nie tylko na domkach, ale również powspinali 
                    się na mniejsze drzewka i przywiązali się do nich linkami. 
                    Ktoś z nas usłyszał tylko, jak któryś z nadzorców komentował 
                    sytuację przełożonym przez telefon: "It's not fun, here!". 
                    Dziwił się także, bo "w Niemczech w takim miejscu nikomu 
                    by do głowy nie przyszło budować autostrady!" Niezaprawieni 
                    w działaniach tego typu atakujący musieli dać za wygraną. 
                    Naszej radości nie było końca. 
                   Teraz, niczym szlachetny rycerz na białym koniu, wojewoda 
                    zaproponował nam negocjacje. Niezmiernie ucieszeni tym, że 
                    w końcu konsultacje społeczne stają się rzeczywistością, a 
                    władze przestaje liczyć się jedynie ze sobą, zaczęliśmy przygotowania 
                    do, w końcu, merytorycznej dyskusji.  
                  ------ 
                    1) Nowa Trybuna Opolska, 16-17 maj 1998 
                    2) Nikt z moich znajomych nie zarejestrował tej audycji, dlatego 
                    piszę podobno, i jeśli jest to plotka to z góry pana wojewodę 
                    serdecznie przepraszam.  
                    
                    
                  "Należy sobie zadać pytanie, czy jest rzeczą normalną, 
                    że takie akcje mają miejsce. Moim zdaniem - nie. Działania 
                    ekologów to czysta anarchia" 1) 
                    E. Mróz, dyrektor Biura Budowy Autostrady A4 w Opolu 
                    "Każda legalizacja sporu prowadzi 
                    nieuchronnie do porażki strony pozarządowej" 
                     Lech Falandysz 
                    "Społeczeństwo, które oswaja swoich buntowników, 
                    zyskuje spokój, ale traci przyszłość" 
                    Epiktet z Herapolis 
                   
                  Negocjacje odbyły się w opolskim Urzędzie Wojewódzkim. Z 
                    racji młodego wieku i braku doświadczenia osobiście nie byłem 
                    w nie zbyt zaangażowany. Myślę, że dobrze by było, gdyby któryś 
                    z uczestników tych negocjacji mógł napisać tu coś więcej, 
                    jednak każdy aktywista ma zawsze na głowie tysiące spraw, 
                    ważniejszych niż wspominanie zamkniętych historii. Tym bardziej 
                    że nie ma za bardzo nad czym tu się rozwodzić. 
                   Generalnie opcja władzy była prosta: zejdźcie z drzew to 
                    pogadamy. Oczywiście nie trudno się domyśleć co by się wtedy 
                    z nimi stało, skoro o ogłoszeniu moratorium na wycinkę nie 
                    mogło być mowy. Warunkiem rozmów jest chęć dojścia do jakiegoś 
                    kompromisu, której tu po prostu brakowało.  
                   Natomiast naszej reprezentacji trudno było podjąć jakieś 
                    wiążące decyzje z racji tego, że podejmowaliśmy je na zasadzie 
                    konsensusu, a nasi przeciwnicy w dyskusji próbowali narzucić 
                    nam swój autorytatywny system ich podejmowania. 
                   Porozumienie nie było możliwe, rozmowy natomiast dały władzy 
                    doskonały argument: skoro nie można z nimi po dobroci, trzeba 
                    zaprowadzić porządek siłą! 
                   Po zakończeniu rozmów, 5 czerwca, z inicjatywy pana wojewody 
                    odbyło się również spotkanie z mieszkańcami gmin Strzelce 
                    Opolskie i Leśnica. W karnawałowo przystrojonej świetlicy 
                    wiejskiej w Leśnicy, między plakatem Myszki Miki a napisem 
                    "Witamy na zabawie!" zawisła mapa z planowanym przebiegiem 
                    autostrady. Ludzie byli jednak tak podkręceni, że wszelkie 
                    próby rozmów były zagłuszane gwizdami na przemian z owacjami. 
                    Nie pomogła nawet obecność zaproszonego przez "Ziemię 
                    przede Wszystkim" reprezentanta związku wywłaszczanych 
                    rolników na Wielkopolsce. Próbował jasno wytłumaczyć zgromadzonym, 
                    ile warta jest ich ziemia i ile pieniędzy dostają za nią na 
                    Wielkopolsce, jednak tłum, odpowiednio sterowany przez swoich 
                    przywódców, nie chciał o tym słyszeć. Emocje przeważyły nawet 
                    nad chęcią zarobku. 
                   W zgiełku tragikomicznego zebrania ginął tylko głos pewnego 
                    nauczyciela ze Strzelec "Całkowicie zgadzam się z 
                    ekologami. Jest mi wstyd, że to ludzie z innych stron Polski 
                    muszą w moim imieniu przykuwać się do drzew." 2) 
                     
                   
                   --- 
                    1. NTO, 2.08.1998 
                    2. NTO, 5.06.1998 
                   
                    
                    
                   
                  Z perspektywy czasu, czterdzieści dni protestu zlewa się 
                    w jedną całość. Ludzie pojawiali się i znikali, ochroniarze 
                    przychodzili i odchodzili, drzewa umierały - każdy uczestnik 
                    akcji mógłby opowiedzieć tu swoją historię.  
                   Przepychaniki i pobicia stały się codziennością. Reporterom 
                    TVN zniszczono sprzęt, napadnięto operatora telewizji kablowej 
                    1), również reporter PAPu nie 
                    wyszedł z konfrontacji z ochroną bez szwanku 2). 
                    "Widziałem jak ochroniarze siłą odciągają protestujących 
                    od drzew, przewracają na ziemię i kopią. Sfotografowałem jedną 
                    z takich akcji. Widziałem również, że kiedy interweniujący 
                    orientowali się, że są obserwowani przez dziennikarzy, natychmiast 
                    zmieniali taktykę. Stawali się łagodni. W pewnym momencie 
                    odszedłem. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłem wiszącego 
                    na drzewie jednego z protestujących. Postanowiłem go sfotografować. 
                    W pewnym momencie zostałem zaatakowany przez strażnika leśnego. 
                    Wykręcił mi rękę i wzywał głośno ochroniarzy do zabrania mi 
                    i zniszczenia aparatu. Udało mi się wybronić pewnie tylko 
                    dlatego, że w pobliżu znaleźli się inni dziennikarze." 
                    3) 
                   Ciężki sprzęt nie zawsze zatrzymywał się na widok siedzących 
                    w poprzek drogi, pracowano wbrew wszelkim zasadom BHP i zdrowego 
                    rozsądku. Co na to policja? "Nie widzę powodu by zaostrzać 
                    sytuację naszymi działaniami. Na miejscu jest przedstawiciel 
                    wykonawcy, który może sprawę rozwiązać swoimi siłami" 
                    powiedział rzecznik prasowy opolskiej policji Dariusz Stachowiak. 
                    4) 
                  W tej sytuacji coraz głośniej zaczęło się wewnątrz obozu 
                    mówić o zakończeniu protestu. Jednak podjęcie wspólnej decyzji 
                    było dosyć trudne, inaczej na sprawę patrzyli młodzi a inaczej 
                    starsi, nie mówiąc już o różnicach pomiędzy świeżymi ludźmi, 
                    a "gospodarzami" akcji. 
                   Z drugiej strony patrząc na sprawę z perspektywy lat myślę, 
                    że za bardzo popadliśmy w schemat "patrzcie jak nas biją". 
                    Niestety często brak odpowiedzi na agresję jedynie ją wzmaga 
                    u agresora. Z drugiej strony toczenie regularnych walk byłoby 
                    z naszej strony idiotyzmem i zaprzeczeniem własnym ideałom. 
                    Sytuacja wydawała się być patowa.  
                   Do tego doszły również szykany personalne. Gdy Grzesiek 
                    ze Zdzieszowic zgubił dokumenty - spadły mu z odciętego od 
                    świata przez ochroniarzy domku, inwestorzy sprawdzili do jakiej 
                    szkoły chodzi, jaką ma sytuację rodzinną i wykorzystywali 
                    najczulsze punkty namawiając go do kapitulacji. 
                   Pewnie dlatego działania uczestników akcji stały się również 
                    radykalniejsze. Na początku przy budowaniu domków nikt nie 
                    wbijał gwoździ w drzewa - obwijaliśmy je resztkami wykładzin 
                    i dopiero potem obwiązywaliśmy je linami. Teraz, ludzi spontanicznie 
                    chodzili do lasu wbijać w drzewa gwoździe tak, że ścinanie 
                    ich stało się niebezpieczne dla drwali. Oczywiście "naspajkowane" 
                    drzewa były odpowiednio oznaczone, jednak niebezpieczeństwo 
                    dla, szczerze mówiąc niezbyt uświadomionych, drwali nadal 
                    istniało. Trwała również walka na polu słupków geodezyjnych 
                    - znikały jak grzyby po kwaśnym deszczu. 
                   Amatorszczyznę inwestorów obrazuje chociażby fakt, że dopiero 
                    po trzech tygodniach protestu wpadli na pomysł, żeby oznakować 
                    teren budowy - wcześniej formalnie nawet nie mogli postawić 
                    nam żadnych zarzutów. W kamienistym podłożu i upale stawianie 
                    drucianego płotu nie szło im najsprawniej. 
                   Najnieprzyjemniejszym incydentem jaki wspominam z całej 
                    akcji była wieczorna wizyta pijanych lokalnych żulików. W 
                    obozie było wtedy jedynie parę młodych osób, wszyscy zmęczeniu 
                    po całym dniu bieganiny, gdy dało się słyszeć krzyki i dźwięki 
                    piły motorowej. Odpowiednio podjudzeni i zachęceni darmowym 
                    alkoholem przyszli własnoręcznie zakończyć protest. Gorąco 
                    zrobiło się, gdy nie mogąc dorwać nikogo na dole, zaczęli 
                    ścinać drzewo z paroma poznaniakami w środku - na szczęście 
                    byli na tyle pijani, że szybko udało im się popsuć swoją piłę 
                    zostawiając łańcuch w nadpiłowanym drzewie. Tu chciałbym serdecznie 
                    podziękować Zdzieszowickiej policji za szybką interwencję 
                    i zażegnanie konfliktu. 
                   Wkrótce potem doszło do kolejnej konfrontacji z drwalami 
                    i ochroną. Tym razem szturm nie przyniósł sukcesu żadnej ze 
                    stron - ochroniarze wynosili siedzących wokół drzew ludzi, 
                    nie zdjęli jednak nikogo z domków - niestety udało im się 
                    wyciąć wszystko co znajdowało się wokół nich. Od tamtej pory 
                    sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie - szumiący las zamienił 
                    się w gorącą pustynię, natomiast domki pod naporem wiatru 
                    huśtały się niemiłosiernie strasząc upadkiem w każdej chwili. 
                    W niestrzeżonych miejscach 10 kilometrowego pasa pracowali 
                    drwale i ciężki sprzęt. Brakowało wody, sprzętu i chęci walki. 
                    Dni protestu były policzone. 
                   Prawdziwa burza przed burzą nastąpiła, gdy parę dni później 
                    znowu poszliśmy blokować drwali. Jednym z blokujących był 
                    Piszpunt, jedna z malowniczych postaci, które wpisały się 
                    w karty tej akcji. Ówcześnie student dwóch kierunków naraz 
                    w Poznaniu i jednocześnie radny Wągrowca. Tym razem doszło 
                    do ostrych starć, ochroniarze poturbowali parę osób. Dwie 
                    osoby zostały ścięte razem z drzewami i tylko cudem wyszli 
                    z tego jedynie z paroma siniakami, powstałymi raczej przez 
                    bezpośredni kontakt z ochroniarzami, niż w wyniku upadku. 
                    Gdyby byli wtedy wyżej, lub upadające drzewo nie oparłoby 
                    się o inne, prawdopodobnie zostaliby zabici na miejscu. Doszło 
                    również do szarpanin z drwalami - jeden włączył piłę spalinową 
                    i zamachnął się na brzuch naszego kolegi.  
                   Po powrocie do obozu zorientowaliśmy się, że nie wróciło 
                    tyle osób ile wyszło - porwali Piszpunta! Natychmiast zorganizowaliśmy 
                    odsiecz. To nie były już żarty. Trzydzieści zdeterminowanych 
                    osób ruszyło drogą wzdłuż lasu. Po około dwustu metrach napotkaliśmy 
                    jeepa budowlańców. Otoczyliśmy go i pytamy kierowcę, co z 
                    nim zrobili. Kierowca jednak zamiast odpowiedzi gwałtownie 
                    ruszył wprost na ludzi stojących przed jego maską. Poszliśmy 
                    więc dalej. Nagle na horyzoncie pojawił się znowu ten sam 
                    jeep. Jednak wcale nie nabrał ochoty do rozmów, lecz zgotował 
                    nam nie lada niespodziankę - postanowił nas wszystkich stratować. 
                    Rozpędzony wjechał w tłum, zawrócił i spróbował jeszcze raz. 
                    To już nie było obywatelskie nieposłuszeństwo - to był bezpośredni 
                    atak na nasze życie. Za drugim atakiem posypały się kamienie, 
                    stłukła się przednia szyba i w ostatniej chwili kierowca zmuszony 
                    był uciekać. Był to niewątpliwy cios dla obu stron. 
                   Widząc takie zachowanie tych ludzi tym bardziej przejęliśmy 
                    się losem porwanego przez ochroniarzy. Przeczesaliśmy cały 
                    teren, jednak nigdzie nie było śladu ochrony. Wracając już 
                    otwartym polem przeżyłem jedną ze koszmarniejszych chwil w 
                    swoim krótkim życiu. Gdy w promieniu 500 metrów nie było żadnego 
                    drzewa ani innego schronienia znów w oddali ujrzeliśmy jadący 
                    na nas znowu ten sam samochód. Zbiliśmy się w grupę i czekaliśmy 
                    na rozwój wypadków.  
                   Myślę, że uratowała nas wtedy jedynie świadomość kierowcy, 
                    że i on mógłby ucierpieć przy próbie ataku. Szybko wróciliśmy 
                    do obozu, gdzie czekał na nas nie kto inny, jak poszukiwany 
                    zaginiony. Okazało się, że udało mu się zbałamucić ochroniarzy 
                    tak, że go wypuścili. Teraz zawiadomiliśmy policję o tym co 
                    tu się dzieje. Wszystkim zaczynały siadać nerwy, niektórzy 
                    popadali nawet w lekką histerię... 
                   Gdy przyjechała policja pojawił się również kierowca. Okazało 
                    się, że ot tak napadliśmy sobie na niego obrzucając biedaka 
                    kamieniami. Pojawił się także jego przełożony, który, choć 
                    nie uczestniczył w zajściu, potrafił doskonale je opisać. 
                    Tragikomiczna farsa zakończyła się bez żadnych skutków, panowie 
                    bandyci pojechali do domów, a my wróciliśmy do obozu. Morale 
                    lawirowało między strachem, rezygnacją a bezsilnością.  
                   Akurat wtedy przyjechała grupka paru nowych osób - zdziwione 
                    tym, że siedzimy bezczynnie w obozie, podczas gdy giną drzewa, 
                    chciały koniecznie iść je ratować. Przywieźli również wieści, 
                    że prawdziwi ekolodzy odcinają się od naszych agresywnych 
                    zachowań i choć nie mogą przyjechać z przyczyn obiektywnych, 
                    to jak by mogli, zrobiliby to wszystko lepiej, skuteczniej 
                    i w atmosferze powszechnej harmonii. Poczułem wtedy, że mam 
                    już naprawdę dość i że muszę szybko jechać do domu odpocząć. 
                  ------- 
                    1) Super Express 
                    2) Gazeta Wyborcza, 6-7.06.1998 
                    3) NTO, 6-7.06.1998 
                    4) Super Express 
                    
                    
                  ...pytali dziennikarze. W takich momentach człowiek może 
                    naprawdę sprawdzić swoje oddanie zasadom nieprowokowania przemocy. 
                    Ósmego czerwca o świcie około stu funkcjonariuszy policji 
                    antyterrorystycznej wkroczyło na teren blokady. Na akcje nie 
                    dopuszczono przedstawicieli prasy, nie pozwolono nawet zbliżać 
                    się na odległość wzroku - przy tej okazji poturbowano nawet 
                    dziennikarza PAP-u. Akcja przebiegła sprawnie, widać była 
                    dobrze przygotowana, świadczy o tym fakt, że w momencie gdy 
                    nocna warta podniosła alarm, ktoś usłyszał jednego z policjantów 
                    krzyczącego coś w stylu "Cholera nie śpią! Przechodzimy 
                    do wariantu B!". Po dwugodzinnym oporze zatrzymano 24 
                    osoby, w tym parę osób z zagranicy. Ewidentnym błędem było 
                    pokazywanie mediom naszych zabezpieczeń - policja na podstawie 
                    tych artykułów z łatwością przygotowała sobie strategię działania. 
                    Chwilę potem nic już nie przypominało, że na miejscu blokady 
                    był kiedyś las... 
                   Tymczasem reszta ekipy nie mogła siedzieć z założonymi rękoma. 
                    Około czternastej byliśmy już pod Urzędem Wojewódzkim. Na 
                    krótkiej naradzie pod drzewami 100 metrów od Urzędu Wojewódzkiego 
                    nie zdążyliśmy nawet ustalić sensownej strategii. Ale myślę, 
                    że lepszej nie trzeba było wymyślać - wpadamy do środka i 
                    nie wychodzimy, dopóki nie wypuszczą naszych przyjaciół. Miałem 
                    odwrócić uwagę strażników czytając nasze stanowisko, a reszta 
                    wchodzi do środka.  
                   Niestety po raz kolejny szczerość wobec prasy okazała się 
                    zgubna. Gdy przyszliśmy wrota publicznego urzędu były zamknięte 
                    na głucho, a przed drzwiami stali ochroniarze. Tego dnia mieli 
                    nie wpuszczać obywateli do środka, a dla pracowników przygotowano 
                    "specjalne wejście od tyłu."  
                   Wypadki potoczyły się spontanicznie. Na pierwsze agresywne 
                    zachowania ochroniarzy wyraźnie niezainteresowanych moją, 
                    szczerze mówiąc niezbyt porywającą, mową, około 30 ludzi usiadło 
                    na ziemi, wywołała się szarpanina. Ktoś dostał kopniaka, jeden 
                    rozsądnych rozmiarów ochroniarz, gdy nagle zorientował się, 
                    że stoi w samym środku siedzących ludzi, tknięty chyba odruchem 
                    sympatii postanowił się wywrócić. Przy okazji rozbijając mi 
                    na twarzy okulary. Słowem znowu była krew, ideologia i przemoc 
                    - media były wniebowzięte. 
                   Tymczasem wszystkie zatrzymane osoby miały się nieźle. Ania 
                    Targiel i Jacek Zachara złożyli zażalenie na bezpodstawne 
                    zatrzymanie. Wśród zatrzymanych było dwóch Niemców i Anglik. 
                    Biedni policjanci na Kędzieżyńskim komisariacie, nie dość, 
                    że nie mieli gdzie ich wszystkich pomieścić, to jeszcze mieli 
                    wielki problem, ponieważ z niezrozumiałych powodów ich więźniowie 
                    nie chcieli jeść mięsa. Postraszono ich artykułem 167kk: Kto 
                    używa przemocy lub groźby karalnej w celu zmuszenia innej 
                    osoby do określonego zachowania się (...). Nie było to jednak 
                    coś co mogłoby wojownikom Ziemi spędzać sen z powiek. 
                   W godzinę później wyszedł do nas pan wojewoda. Przemknął 
                    wzdłuż niebiesko-żółtego transparentu 3xTAK: "Łamanie 
                    prawa - TAK!, Przemoc - TAK!, Autostrada - TAK!" i pojawił 
                    się na scenie. Przywitaliśmy go owacjami i gromkim chórem 
                    zaśpiewaliśmy mu "Sto lat!" Niestety nie przyjął 
                    od nas prezentu - oryginalnej, lśniącej i prawie działającej 
                    złotej piły za niszczenie przyrody województwa opolskiego. 
                   - Systematycznie niszczył pan Górę św. Anny. Ale zostały 
                    nam jeszcze Góry Opawskie! Nie wiem, może jeszcze jakąś elektrownię 
                    pan tam postawi? - zapytał Kuba Łukaszewski wręczając mu prezent. 
                   Niestety pan wojewoda prezentu nie przyjął. Teatralnym ruchem 
                    siadł za to z nami na granitowej posadzce urzędu. Myślę, że 
                    błędem było to, że nikt nie chciał z nim już rozmawiać. Z 
                    drugiej strony za bardzo nie było już o czym. Jeszcze dziś, 
                    gdy tylko przypominam sobie jego zawsze uśmiechniętą twarz, 
                    robi mi się nieprzyjemnie w żołądku. Najwyraźniej zrażony 
                    naszymi personalnymi przytykami udał się wraz ze świtą do 
                    swego gabinetu. 
                   Od tego momentu nie było już wiele do zrobienia. Wiedzieliśmy 
                    już, że nikomu nic poważnego się nie stało i że nie ma już 
                    nic więcej do zrobienia jak czekać. Ku naszej radości pojawiły 
                    się pierwsze zatrzymane osoby - te właśnie, które złożyły 
                    zażalenia na bezpodstawne zatrzymanie.  
                   Kolejne niespodzianki spotkały nas już wieczorem. Około 
                    22.00 na horyzoncie pojawiła się spora grupa nadwyraz krótko 
                    przystrzyżonych młodzieńców. Gdy Olaf podszedł z nimi porozmawiać 
                    został uderzony w twarz, ludzie w obliczu takich argumentów 
                    zaczęli uciekać, a faszyści zaczęli demolować nasze stanowisko. 
                    Ochroniarze z zainteresowaniem przyglądali się zajściu przez 
                    przeszkolone drzwi Urzędu Wojewódzkiego. Najwyraźniej wszystkim 
                    zależało na tym, żeby się nas pozbyć, a nie na tym, żeby komuś 
                    coś się stało, jak to zwykle bywa przy takich napadach. Jednak 
                    wszelkie przypuszczenia nie mogą być poparte żadnymi dowodami. 
                    Nie mając innego wyboru po ciężkim dniu udaliśmy się na spoczynek. 
                    Był to już koniec pewnego rozdziału walki w obronie Góry św. 
                    Anny. 
                   "Co dalej z Górą św. Anny?  
                   Na mocy decyzji wojewody opolskiego z obszaru PK. Góra 
                    św. Anny został wydzielony pas szerokości ok. 100 metrów 
                    pod budowę autostrady A4. Z pewnością jest to spektakularny 
                    przykład wykorzystywania niedoskonałości obowiązującego prawa 
                    dla własnych celów i korzyści..  
                   Ruch ekologiczny w Polsce - jak zgodnie stwierdzili zebrani 
                    - nie może pozostać wobec tego faktu obojętny. Każdy kto podejmuje 
                    decyzje co do lokalizacji obiektów o dużym stopniu szkodliwego 
                    wpływu na środowisku bezpośrednio na obszarach cennych przyrodniczo, 
                    musi się liczyć z ostrym sprzeciwem organizacji ekologicznych. 
                    Obecnie można odnieść wrażenie że obszar chroniony jest chroniony 
                    do momentu gdy ktoś wpadnie na lepszy pomysł wykorzystania 
                    danego terenu.  
                   Dlatego też pomimo że władzy legalnej udało się złamać pierwszą 
                    blokadę, to jak miałem okazję się przekonać na spotkaniu, 
                    nie udało się złamać ducha walki wśród zielonych partyzantów. 
                   
                   Tak więc topór wojenny nie został jeszcze zakopany i batalia 
                    o Górę św. Anny trwa i już niedługo nabierze zaskakującego 
                    rozmachu.... Czego życzyłbym sobie i wszystkim innym obrońcom 
                    przyrody. " 1) 
                    
                    ------- 
                    1) Biuletyn Niecodzienny, Sierpień 98 
                   
                    
                    
                   
                  W ostatnim rozdziale wypadałoby zmierzyć się z pytaniem, 
                    czy opłacało się robić tę akcję, czy zwyczajnie było warto. 
                    Szczerze mówiąc jest to sprawa bardzo złożona, nie będę się 
                    jednak nad tym rozwodził. Napisze tylko główne myśli, a każdy 
                    i tak wyciągnie swoje wnioski. Czasu wszyscy mamy coraz mniej 
                    i tam gdzie jest zbyt wiele słów, tam zwykle brakuje rzeczywistego 
                    działania. 
                   Na pewno przez tę akcję mieliśmy utrudnioną dalszą robotę 
                    w mieście. W kontaktach z urzędnikami, sponsorami i zwykłymi 
                    ludźmi do znudzenia pokutował obraz "zielonego przykuwającego 
                    się" i wszystko co najgorsze.  
                   Z drugiej strony jednak wyniki badań opinii publicznej zlecone 
                    przez gazetę Wprost wykazały, że więcej ludzi popierało akcję, 
                    niż było jej przeciwnych. Sprawa została nagłośniona, co moim 
                    zdaniem przyczyniło się do całkowicie niemierzalnego wzrostu 
                    świadomości ekologicznej szarych mas. Również wszyscy potencjalni 
                    inwestorzy-truciciele stali się świadomi faktu, że wszelkie 
                    próby niszczenia przyrody spotkają się z odzewem społecznym 
                    i praktycznymi kosztami przestoju. Również patrząc z czysto 
                    personalnej perspektywy z tamtych czasów wynieśliśmy wiele 
                    pożytecznych kontaktów i nici przyjaźni, która sprawia, że 
                    człowiek chce robić coraz więcej i więcej dla Ziemi i innych 
                    istot. 
                   Niestety nie opiszę tu tygodniowego zajęcia domów na pasie 
                    autostrady, ponieważ zwyczajnie mnie tam nie było. Z tego 
                    co wiem było naprawdę ostro i brutalnie. Może kiedyś ktoś 
                    dopisze i ten rozdział w historii akcji na górze św. Anny. 
                    Odbyła się również akcja w rocznicę rozpoczęcia blokady - 
                    w parędziesiąt osób zablokowaliśmy na parę godzin budowę jednego 
                    z mostów. Nikt z ludzi, którzy uczestniczyli we wcześniejszych 
                    akcjach nie mógł uwierzyć, jak bardzo zmieniło się to miejsce. 
                    Mieliśmy wielkie plany, żeby takie akcje odbywały się co rok, 
                    z dzikimi sound systemami na asfalcie włącznie, gdy roboty 
                    zostaną skończone. Pomysł ten jednak rozszedł się jakoś po 
                    kościach. Każdy wrócił do własnych spraw, prowadząc swoją 
                    prywatną wojnę dla Ziemi w swoim mieście i na swoim podwórku. 
                   Chciałbym, żeby takie akcje nie były już nigdy potrzebne. 
                    Znając jednak trochę realia mam przynajmniej nadzieję, że 
                    w razie potrzeby znajdziemy w przyszłości trochę pozytywnej 
                    energii, na działanie dla pożytku świata w którym żyjemy. 
                    Życzę wszystkim tego idealizmu i radości pracy dla innych 
                    istot, przyszłych pokoleń i wszystkich ideałów, które sprawiają, 
                    że umieramy w lepszym świecie od tego, w którym się urodziliśmy. 
                    Obyśmy tylko zdrowi byli ! 
                    
                    
                  Nie są to oczywiście to wszystkie pisma jaki zostały wysłane, 
                    jedynie te, których kopie udało mi się odnaleźć. 
                  Stowarzyszenie "Obywatelska Liga Ekologiczna" 
                    przesyła protest do Premiera i Ministra Ochrony Środowiska, 
                    Zasobów Naturalnych i Leśnictwa: 
                  " Premier Rady Ministrów 
                    Minister Ochrony Środowiska, 
                    Zasobów Naturalnych i Leśnictwa 
                  Stowarzyszenie "Obywatelska Liga Ekologiczna" protestuje 
                    przeciwko planowanej dewastacji przyrody, krajobrazu i wartości 
                    kulturowych Góry Św. Anny. Budowana obecnie na tym terenie 
                    autostrada jest przykładem niedopuszczalnej ingerencji w obszar, 
                    który z uwagi na swoją bezcenną wartość przyrodniczą i kulturową, 
                    będącą dziedzictwem całego narodu, powinien być chroniony 
                    jako dobro najwyższe i samoistne. Obecna sytuacja, w której 
                    obszar ten może zostać bezpowrotnie zniszczony, i to w majestacie 
                    prawa, świadczy o natychmiastowej konieczności użycia wszelkich 
                    dostępnych metod zmiany tego prawa. W przeciwnym przypadku 
                    będziemy świadkami zdarzenia stawiającego pod znakiem zapytania 
                    sens całej ochrony środowiska i jej miejsce w obecnym porządku 
                    prawnym Rzeczypospolitej Polskiej, jako wartości najwyższej. 
                    Zniszczenie Parku krajobrazowego dla potencjalnych doraźnych 
                    korzyści gospodarczych stoi w całkowitej sprzeczności z duchem 
                    wszystkich głównych aktów prawnych prawa ochrony środowiska, 
                    Konstytucją państwa i konwencjami międzynarodowymi ratyfikowanymi 
                    przez nasz kraj. Oczekujemy od Panów natychmiastowych i skutecznych 
                    działań w celu zapobieżenia kompromitacji własnych urzędów 
                    i naszego kraju, którą będzie bez wątpienia dopuszczenie do 
                    zaasfaltowania bezcennej przyrody i dewastacji krajobrazu 
                    kulturowego tego miejsca. Żądamy natychmiastowego moratorium 
                    na prace budowlane na tym terenie, które umożliwiłoby wielostronne 
                    rozmowy na temat właściwej ochrony Góry Św. Anny i zmian w 
                    lokalizacji budowanej autostrady, bądź zaniechania jej budowy. 
                    Oczekujemy pilnej odpowiedzi w tej sprawie. 
                  Za Radę stowarzyszenia "Obywatelska Liga Ekologiczna": 
                    (Trójmiejska grupa Federacji Zielonych) 
                  Przewodniczący Rady 
                    Roger Jackowski 
                  Wiceprzewodniczący Rady 
                    Przemysław Miler 
                   
                     
                  OD: Nowosądecki Oddział "Pracowni na rzecz wszystkich 
                    istot"  
                    DO: Premier Jerzy Buzek 
                  Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa 
                  Ministerstwo Transportu 
                  Stanowczo protestujemy przeciw lokalizacji autostrady A4 
                    na terenie parku krajobrazowego Góra Św. Anny. Uważamy, że 
                    wyłączenie terenów, na których ma przebiegać autostrada z 
                    parku krajobrazowego było działaniem bezprawnym. Domagamy 
                    się zmiany decyzji i negocjacji z protestującymi, którzy bronią 
                    konstytucyjnego prawa do dziedzictwa przyrodniczego. 
                  W imieniu Nowosądeckiego Oddziału "Pracowni na rzecz 
                    wszystkich istot" 
                    - prezes Oddziału mgr inż. Marek Styczyński" 
                    
                  ECEAT - Poland 
                    (Europejskie Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki, 
                    34-146 Stryszów 156, tel./fax: 033-797114) 
                    w pełni popiera protest przeciwko budowie autostrady w parku 
                    krajobrazowym w pobliżu Góry Św. Anny. Zamiast niszczyć poprzez 
                    krótkowzroczne decyzje nasze wspólne dobro - niezwykle cenne 
                    walory przyrodnicze i kulturowe - proponujemy wdrażanie na 
                    szeroką skalę programu ekologizacji rolnictwa i rozwoju turystyki 
                    ekologicznej w gospodarstwach rolnych i w obszarach cennych 
                    przyrodniczo.  
                  Prezes Jadwiga Łopata 
                   
                  Stanowisko Forum Ekologicznego Unii Wolności w sprawie 
                    programu budowy autostrad 
                   Forum Ekologiczne Unii Wolności domaga się pilnego przeanalizowania 
                    sposobu realizacji obowiązującej ustawy o autostradach płatnych. 
                    Zdaniem Forum Ekologicznego ustawa nie zdaje egzaminu i wymaga 
                    zmian. Kontrola NIK wykazała liczne nadużycia w Agencji Budowy 
                    i Eksploatacji Autostrad oraz rosnące koszty jej funkcjonowania, 
                    ponoszone przez budżet. Zwiększa się ilość konfliktów społecznych 
                    i przyrodniczych związanych z budową autostrad. Przykładem 
                    problemów stwarzanych przez złe prawo są, m.in. konflikty 
                    o przebieg autostrady w rejonie Warszawy oraz w rejonie Góry 
                    Św. Anny. Nie istnieją żadne mechanizmy umożliwiające unikanie, 
                    bądź rozwiązywanie tego typu konfliktów. FE UW uważa, że program 
                    budowy autostrad powinien być poddany rewizji pod kątem zgodności 
                    z konstytucyjną zasadą zrównoważonego rozwoju. Domagamy się 
                    również jak najszybszego przyjęcia przez rząd całościowej 
                    polityki transportowej kraju (ze szczególnym uwzględnieniem 
                    kolei i komunikacji zbiorowej) i podporządkowania programu 
                    budowy autostrad tej polityce. Forum apeluje do Ministra Transportu 
                    o wprowadzenie miesięcznego moratorium na wycinkę drzew w 
                    Parku Krajobrazowym Góra Św. Anny oraz rozpoczęcie rozmów 
                    z protestującymi. Forum Ekologiczne UW oferuje stronom konfliktu 
                    mediację przy rozwiązaniu sporu o Górę Św. Anny.  
                  Maciej Kozakiewicz 
                    Przewodniczący Forum Ekologicznego 
                    Unii Wolności  
                   
                     
                  List otwarty w sprawie Góry św. Anny 
                   Przez ponad miesiąc setki przeważnie młodych ludzi próbowały 
                    powstrzymać budowę autostrady przez Park Krajobrazowy Góra 
                    Świętej Anny. Ich dramatyczna blokada budowy na granicy rezerwatu 
                    była wyrazem odruchu serca bardziej niż jakiejkolwiek rachuby 
                    korzyści czy strat z tego płynących. Ci ludzie, mimo nieraz 
                    młodego wieku, stali się wyrzutem sumienia dla wielu z nas, 
                    zajętych swoimi sprawami i niezauważających jak w wielu miejscach 
                    ginie i degraduje się polska przyroda, krajobraz i wartości 
                    kulturowe. 
                    Wbrew opinii technokratów, że ekolodzy przegrali z kretesem, 
                    bo nikt ich protestu nie potraktował poważnie i że Góra Świętej 
                    Anny interesowała tylko garstkę nieletniej młodzieży i wagarowiczów, 
                    chcemy jasno stwierdzić, że w polskim społeczeństwie są ludzie, 
                    którzy popierają protest w obronie Góry. Nie tylko liczne 
                    organizacje ekologiczne, słuchacze rozgłośni radiowych i czytelnicy 
                    gazet, którzy wyrażali swój szacunek dla tych obrońców przyrody, 
                    ale także wielu ludzi nauki i kultury pragnie wyrazić swoją 
                    solidarność z tymi, którzy ryzykując interwencje ochroniarzy, 
                    policji, zatrzymanie i pociągnięcie do odpowiedzialności karnej, 
                    gotowi byli do końca domagać się uratowania tego przyrodniczo-kulturowego 
                    skarbu Opolszczyzny, jakim jest Góra Świętej Anny. W tej sytuacji 
                    uważamy, że wyciąganie konsekwencji karnych wobec aresztowanych 
                    nie powinno mieć miejsca.  
                     
                    prof. Roman Andrzejewski, 
                    prof. Janusz Bogdanowski, 
                    Małgorzata Braunek, 
                    Wojciech Eichelberger, 
                    Tanna Jakubowicz-Mount, 
                    dr A. Janusz Korbel, 
                    prof. Stefan Kozłowski, 
                    Jacek Kuroń, 
                    prof. Wiesław Łukaszewski, 
                    Ryszard Peryt, 
                    Maciej Prus, 
                    Magda Umer, 
                    prof. Zbigniew T. Wierzbicki, 
                    Urszula Pająk, 
                    prof. Aleksander Krawczuk, 
                    Stefan Chałubiński, 
                    senator Anna Bogucka-Skowrońska.  
                   
                  Góra św. Anny, 11.02.98 
                   
                   W związku z planami budowy autostrady A4 przez masyw Góry 
                    św. Anny zwracamy się do Pana Premiera z apelem o zmianę stanowiska 
                    administracji rządowej w tej sprawie. Góra św. Anny i znajdujący 
                    się wokół niej Park Krajobrazowy to teren o niezwykłych walorach 
                    przyrodniczych, krajobrazowych i kulturowych. Uważamy, że 
                    decyzje urzędników państwowych zezwalających na przecięcie 
                    autostradą Góry Św. Anny i Parku Krajobrazowego są nie tylko 
                    sprzeczne z prawem, ale i z interesem publicznym. Wartość 
                    takich miejsc nie daje się przeliczyć na pieniądze i ekonomiczne 
                    wskaźniki. A jednak stary las, zwierzęta i rośliny w nim żyjące 
                    wartość mają, tak samo jak ma ją wszystko co prawdziwe, żywe 
                    i piękne. Dzisiaj proponuje się nam zamianę tego miejsca na 
                    tandetną betonową pustynię, pełną zgiełku i spalin. Być może 
                    ktoś na tym zarobi, być może ktoś wykaże, że jeszcze bardziej 
                    "rozwinęliśmy się gospodarczo". 
                    Jesteśmy jednak przekonani, że tak naprawdę straci na tym 
                    cała przyroda i ludzie, którzy są jej częścią. Kiedy już zaasfaltujemy 
                    całą Polskę, "wejdziemy do Europy", "będziemy 
                    bogaci i rozwinięci" wtedy okaże się, że nie mamy czym 
                    oddychać, a Ziemia wokół nas jest szpetna i jałowa. Jednak 
                    na odbudowę tego co dziś tak lekkomyślnie niszczymy będzie 
                    za późno. 
                    Dlatego jeszcze raz apelujemy do Pana Premiera i do wszystkich 
                    rządzących w Polsce, aby zmienilipodjęte pochopnie decyzje 
                    i kierowali się rzeczywistym dobrem kraju. Wobec widocznej 
                    już gołym okiem ekologicznej klęski, będziemy wkrótce rozliczeni 
                    z tego, czy dziś ulegamy modom tworzonym przez potężne grupy 
                    nacisku, czy też zachowaliśmy wrażliwość i zdrowy rozsądek. 
                    Dlatego wzywamy Pana Premiera by nie zezwolił na zniszczenie 
                    Góry Św. Anny i pozwolił jej istnieć nadal w takim stanie, 
                    w jakim ją otrzymaliśmy. 
                    Federacja Zielonych - Grupa Opolska  
                    - Grzegorz Kuśnierz  
                    ˇ Jakub Łukaszewski 
                    Pracownia Ekologiczno-Społeczna "Od podstaw" Kostrzyn 
                    n/Odrą 
                    ˇ Maciej Przybylski 
                    Kolektyw "Inicjatywa Społeczna" Kostrzyn n/Odrą 
                    ˇ Małgorzata Martyka 
                    Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła" - Łódź: 
                    ˇ Dominika Baryła 
                    Federacja Zielonych - Łódź 
                    - Rafał Górski 
                    Towarzystwo Ekologiczne "Ziemia Przede Wszystkim" 
                    - Poznań 
                    ˇ Tomasz Wsiech 
                    ˇ Jacek Polewski 
                    ˇ Mariola Kalkowska 
                    Federacja Zielonych - Kraków 
                    ˇ Alina Dys 
                    Niezależna Grupa Walcząca "Góra św. Anny" - Zdzieszowice 
                    ˇ Łukasz Sokołowski 
                    ˇ Piotr Mościcki 
                    Grupa Na Rzecz Ziemi - Radom 
                    ˇ Mariusz Pajączkowski 
                    SEK "Krąg Przyjaciół Ziemi" - Płock 
                    ˇ Mariusz Duchiewicz 
                    Federacja Zielonych - Strzelce Opolskie 
                    ˇ Sławomir Słotwiński 
                    Stowarzyszenie "Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot" 
                    - Bielsko-Biała 
                    ˇ Jacek Zachara 
                    ˇ Liliana Dawidziuk 
                    ˇ Jacek Baraniak 
                    Towarzystwo Ekologicznego Transportu - Kraków 
                    ˇ Olaf Swolkień 
                   
                    
                  Góra Świętej Anny, 12.05.98 
                    Koalicji na rzecz Góry Świętej Anny: 
                  Do Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i 
                    Leśnictwa 
                  Szanowny Panie Ministrze, 
                    My, uczestnicy protestu w obronie Parku Krajobrazowego Góra 
                    Świętej Anny, domagamy się natychmiastowego wstrzymania budowy 
                    autostrady A-4 w obrębie tutejszego parku. W związku z próbami 
                    kontynuowania budowy autostrady przez środek parku krajobrazowego 
                    wyrażamy stanowczy sprzeciw wobec decyzji pańskiego poprzednika, 
                    aprobującego taką lokalizację. Uważamy, że decyzja taka jest 
                    groźnym precedensem. Jest to zresztą nie pierwszy tego typu 
                    przypadek. Obowiązujące w Polsce ustawodawstwo mające za zadanie 
                    chronić dzika przyrodę doznaje jaskrawego naruszenia. Obowiązująca 
                    od 1991 roku ustawa o ochronie przyrody wyraźnie (w art.13 
                    ust. 1 pkt 3) wymienia parki krajobrazowe jako jedną ze szczególnych 
                    form ochrony przyrody. Natomiast art.24 ust.1 ustawy nakłada 
                    na opiekunów parku obowiązek racjonalnego gospodarowania. 
                    Ten ustawowy przecież wymóg nie jest w tym przypadku spełniony. 
                    Autostrada biegnąca poprzez park zniszczy bowiem całkowicie 
                    jego bezcenną przyrodę. Co więcej, taka a nie inna decyzja 
                    lokalizacyjna, narusza także szereg norm o charakterze generalnym, 
                    wypływających z ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska, 
                    by wymienić chociażby niektóre zapisy art. 73 tejże. Konstytucja 
                    RP zawiera również odpowiednie normy nakładające na organa 
                    władzy obowiązek dbania o stan środowiska. Nic więc nie może 
                    usprawiedliwiać dziejącego się bezprawia. Parki krajobrazowe 
                    i rezerwaty są naszym zdaniem tworzone po to, żeby nie budować 
                    na ich terenie m.in. autostrad, a nie po to, żeby wydawać 
                    potężne środki na zabezpieczenia, których skuteczność jest 
                    iluzoryczna. Zwracamy też uwagę Pana Ministra na krytyczne 
                    głosy wobec procedury i jakości prac Komisji Ocen Oddziaływania 
                    na Środowisko. Góra Świętej Anny to miejsce unikalne, a nawet 
                    święte. Wierzymy, że Pan Minister jest w stanie skorygować 
                    błędną decyzję swego poprzednika i uratować je. Nie chcemy 
                    konfrontacji, chcemy rozmawiać, ale rozmowy te muszą być prowadzone 
                    z autentycznymi przedstawicielami ruchu ekologicznego, a nie 
                    przebiegać w atmosferze faktów dokonanych. 
                  Z poważaniem 
                  Koalicja na rzecz Góry Świętej Anny 
                    Andrzej Janusz Korbel 
                    Olaf Swolkień 
                    Marcin Hyła 
                    Tomasz Lisiecki 
                   
                     
                     
                 |